Często powraca do mnie w myślach pewna historia, która za każdym razem rozbraja mnie na nowo
i wywołuje szczery uśmiech...
Ostatnio dodatkowo wywołała jeszcze pewien pomysł, ale o tym trochę później.

Prośba o m@łpy zielone...
A było to tak... Pewnego słonecznego dnia, z czasów mej wczesnej młodości, jeszcze nie zamierzchłych całkiem, podążałam zdecydowanym krokiem w kierunku szkoły, gdzie radośnie pobierałam nauki - najczęściej. Charakterystycznie dla licealistek, umysł mój zaprzątnięty był całkowicie wszechogarniającą chęcią zdobywania nowych doświadczeń (stąd zapewne obecnie piastowany zawód nauczyciela fizyki) i kształcenia umiejętności niezbędnych w życiu (skąd życie me umiejętnie przyjmuje kształty).
Stan mego skupienia był na tyle oderwany od rzeczywistości, iż nawet nie zauważyłam, jak w pewnym momencie tuż obok mnie pojawił się młody rowerzysta. Młody rowerzysta naprawdę... młodym był. Niestety nie jestem już w stanie precyzyjnie określić rocznika - nie, to nie skleroza (a przynajmniej mam taką nadzieję) - ale dla dobra sprawy możemy przyjąć wiek około pięciu lat. I tenże pięciolatek, kreśląc swoim pojazdem okręgi wokół mnie maszerującej - spokojnie, acz stanowczo zwrócił się do mnie kilkakrotnie z jakimiś słowami. Zorientowawszy się w sytuacji, iż skuteczność komunikacji interpersonalnej z moim udziałem jest raczej wątpliwa, zatrzymał się i z właściwym sobie uporem powtórzył:
- Słyszysz...? Małpo zielona - nie deptać zieleni!
Zamurowało mnie. Na moment myśli moje skupione rozpierzchły się na wszystkie strony. I dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie całe zdarzenie. Zorientowałam się, że w pośpiechu "przecinam" trawnik jakości wątpliwej, co niewątpliwie było przyczyną wystosowanego do mnie apelu. Chłopiec wsiadł na rowerek, zrobił jeszcze jedno okrążenie, a następnie ugruntował swą pozycję, rzucając jeszcze raz:
"Małpo zielona - nie deptać zieleni" i odjechał. Pamiętam jak dziś, wrażenie jakie wywarł na mnie wówczas. Pamiętam szeroko otwarte oczy (żeby nie powiedzieć wytrzeszcz), konsternację, zażenowanie i... ten szeroki uśmiech, który pojawia mi się na samo wspomnienie.
Całe to wydarzenie "ekologiczne", na pozór błahe, miało dużo głębsze znaczenie dla mnie i pojawiło się w mym życiu jeszcze niejednokrotnie, wywołując szereg następstw, jak chociażby wspomniany wcześniej pomysł.
Mianowicie, doszłam do wniosku, iż w dobie wszechogarniającej komputeryzacji i komunikacji satelitarnej, można by zainteresowania tymi dziedzinami skierować na właściwe tory i połączyć przyjemne z pożytecznym.
Jako wykładowca nauki przyrodniczej sądzę, że zupełnie właściwym miejscem ku temu wydaje się być szkoła. Wystarczy spopularyzować inicjatywę przesyłania sobie wszelkimi ścieżkami dostępu ciekawych fotek, informacji, ostrzeżeń, żartów, historyjek, komiksów itp. o szeroko rozumianej tematyce ekologicznej, która nie traktowana jako zło konieczne może okazać się dalece fascynującą i skłaniającą nie tylko do jałowych przemyśleń, ale też twórczego działania.
Po tej optymistycznej refleksji, niniejszym chciałabym wystosować apel do wszystkich zainteresowanych i... interesujących:

EKOLODZY WSZYSTKICH KRAJÓW
ŁĄCZCIE SIĘ! W SIECI - NIESKOŃCZONE
I PRZESYŁAJCIE SOBIE PASJAMI - M@ŁPY ZIELONE.
Beata Strzałkowska
- Gimnazjum Goniądz