<<< wstecz .::.
Zmiana banana…?
Problem ze zmianami w samorządzie polega na różnym rozumieniu samego znaczenia tego słowa. Wybierając nowego burmistrza, czy wójta - oczekujemy zazwyczaj zdecydowanych zmian w sposobie zarządzania gminą oraz współpracy z mieszkańcami. Czasami chodzi wprost o konkretne sprawy i problemy do załatwienia.
Kandydaci do objęcia rządów w gminie aktywni są zazwyczaj tylko do wyborów. Przegrani przeżywają w samotności gorycz porażki - zarzekając się często, że już nigdy więcej.
Onieśmieleni, nie dowierzający swojemu szczęściu zwycięzcy, wchodzą na stołki i od razu otaczani są mgiełką urzędniczego poddania, uprzejmości i komplementów.
Po krótkim czasie czują się, jakby byli tu od zawsze i zapominają o przedwyborczych obietnicach, planach i zamierzeniach.
Słyszymy, że zmiany są oczywiście potrzebne, ale nie wszystko na raz a „fachowców” do gminy nie znajduje się na ulicy… To że zazwyczaj zastani „fachowcy” powinni zajmować się co najwyżej strzyżeniem owcy, przestaje mieć zasadnicze znaczenie.
Wiadomo, że z mądrzejszym od siebie są same kłopoty, a i przyszły konkurent może z takiego wyrosnąć. Dobrze jest więc mieć wokół siebie tych mniej rozgarniętych, a jeżeli potrzeba kogoś konkretnego, to najlepiej spoza gminy.
Całe wyborcze zamieszanie kończy się jak w popularnym powiedzeniu o „zmianie banana” - na niekoniecznie o lepszym smaku i jakości oraz komentarzu ogółu - na jaką cholerę nam było to całe głosowanie?
Krzysztof Pochodowicz