<<< wstecz .::.

Była sobie akacja

Była sobie akacja – jedno z piękniejszych drzew w położonych pośród pól Mońkach. Dawała chłód w upalne dni i kwitła przepięknie.
Rosła przy ul. Wyzwolenia do czasu, kiedy nie zaczęła przeszkadzać pewnej pani, hodującej kwiatki na trawniku obok spółdzielnianego bloku.
Pani przeszła po jego mieszkańcach, zbierając antyakacjowe podpisy i opowiadając, co to będzie, kiedy przyjdzie wiatr i padające drzewo zmiecie z powierzchni ziemi pół budynku – co było oczywistym absurdem. Większość podpisała bez zastanowienia, bo skoro babci tak zależy…?
Wniosek wędrował zwyczajowymi drogami, a kiedy przeszedł wszystkie szczeble – przyjechali panowie z piłami i ścięli drzewo.
Nie mam pretensji do urzędników podejmujących takie decyzje na poziomie gminy, nie od nich zależą idiotyczne procedury.
Nie mam pretensji do panów ścinających drzewa. Taka ich praca – mają polecenie, więc jadą i ścinają.
Do wszystkich mam jednak prośbę o więcej wyobraźni i staranności przy podejmowaniu decyzji, których nie można już cofnąć, w innym przypadku szybko zamienimy nasze miasto w betonowo-asfaltową pustynię z widokiem na nie mniej betonowe ściany.
Możemy oczywiście namalować wtedy na nich nawet palmy, ale zieleni od tego nie przybędzie.

Całe szczęście, że Dąb Bartek nie rośnie w Mońkach. Strach pomyśleć co by było, gdyby wtedy do gminy wpłynął wniosek o jego wycięcie, a zapytany o zdanie wojewódzki konserwator przyrody miał akurat słaby dzień i nie zauważył o jakiego to Bartka chodzi…

Krzysztof Pochodowicz