Melania Burzyńska
"Szara przędza"

Część 3.

jawił się na nim i agitator "Be - Be". Chciał agitować za swoim posłem. Zrobił się szum! Jak mu chłopi złożyli po słowie (ale takim chłopskim) to nie miał co robić nieborak; nawiewał, by nie oberwać od bardziej gorących.
Drugi raz był więc przed kościołem, a tym samym o wiele liczniejszy. Cała okolica nań zjechała. Była przygotowana przed kościołem trybuna. Była niedziela i gdy ludzie wyszli z sumy, mówca na trybunie zabrał głos. Był oczywiście ze Str. Ludowego.
Agitator sanacyjny jął mu przeszkadzać, mówiąc, przekrzykiwał mówcę z trybuny. Chciał uświadomić chłopów by nie głosowali na str. Ludowe, bo to komuniści. Wszczęła się okropna wrzawa; agitator sanacyjny chciał wleźć na trybunę, lecz go ściągnięto, obsypując przekleństwami.
Posypały się i pogróżki. A że to wszystko działo się przed kościołem, wyszedł i ksiądz na schody kościelne, wzywając wszystkich do opamiętania. Groził karą boską za nieuszanowanie miejsca świętego i przy okazji powiedział, że należy głosować na Demokrację Chrześcijańską.
Nie byłam cały czas na tym wiecu, bo wyszedłszy z kościoła uszłam z kobietami do domu w obawie, by nie zaczęły fruwać kamienie. Relację mieliśmy w domu od ojca.

Głosowano wówczas nie na kandydata tylko na numer stronnictwa. Str. Ludowe miało numer 7, Demokracja Chrz. 25 zaś Be - Be 1. Mój ojciec rozdawał te numerki (7) wszystkim znajomym, by w dzień glosowania mieli gotowe i nie musieli brać od innych agitatorów.
Nawet mnie obarczył ich wypisywaniem, gdy nie stało drukowanych.
Ojciec senatorem nie został. Przyczyna była strasznie śmieszna: matka po cichu prowadziła kontragitacje przeciwko jego kandydaturze. Bała się, by ojciec zostawszy senatorem nie rzucił gospodarki. (A może i jej?) Właśnie ojcu zabrakło do przewagi nad rywalem kilkadziesiąt głosów. Był nim Żyd lekarz - Flojar Rajchman. Nie wiem jakie stronnictwo reprezentował? On został senatorem.
Znajomi Żydzi mówili potem ojcu:
- Nu, słyszcie panie Ż. - my by na was wszyscy glosowali ale jak ten drugi był z "naszych" - nu - to byłby grzech swego ominąć.
Jednak posłem został kandydat Str. Ludowego. Nie wygrało ono wyborów. Wygrała sanacja. Cała prasa opozycyjna opisywała potem podejrzane machinacje wyborcze sanacji, a w miesięcznym dodatku satyrycznym "Gazety Grudziądzkiej" - "Śmiech" były satyry pod tytułem: Cuda i cudeńka wyborcze sanacji, lub "Cuda nad urną".

Wspomniałam o Gazecie Grudziądzkiej. Był to organ Zjed. Stron. Ludowego wydawany przez Wiktora Kulerskiego. Ojciec mój abonował ją od wielu lat. Gdy zakandydował do senatu, Kulerski (ten był senatorem) przysyłał ojcu jeden egzemplarz gratisowo przed ocenzurowaniem.
Mieliśmy więc w domu dwa nakłady: przed i po cenzurze. Czasem po ocenzurowaniu przychodziła "Gazeta" z całymi białymi szpaltami z działu polityki. Jednak my już czytaliśmy te skonfiskowane artykuły i ja, dlatego, że czytałam "Gazetę", "od deski, do deski", znałam się nieźle na polityce ówczesnej Polski.
Nic dziwnego, że Polska upadła - tyle stronnictw w niej się żarło, zamiast zjednoczyć się w pracy dla jej dobrobytu. Każda warstwa społeczna chciała ją "uszczęśliwić" na swój sposób, a wszyscy chcieli zyskać najwięcej dla siebie.
cdn...

Przeczytaj: Część 1 | Część 2

wstecz