ŚWIĘTA WIELKIEJNOCY W OKOLICY MONIEK I TRZCIANNEGO
Święta poprzedzała tzw. Niedziela Palmowa. Wtedy to dzieci wstawały wcześnie rano i z wierzbową rózgą w dłoni szły do sąsiadów. Zastawszy ich zwykle jeszcze w łóżkach "wierzbowali" ich, tj. lekko uderzając mówili "wierzba bije, nie zabije, za tydzień wielki dzień, za 6 dni, za 6 nocy doczekamy Wielkiejnocy".
Na Wielkanoc wieczorem chłopcy lub mężczyźni chodzili po domach i śpiewali pieśni o zmartwychwstaniu Pana Jezusa. Utrzymywali za to jajka. Wszędzie też pozdrawiano się słowami: "zdrowi bądźcie doczekawszy Zmartchwstania Pańskiego".
Święto Wielkiejnocy było zawsze uroczystością domową wielkiej wagi. Zgromadzało bowiem prawie każdą, rozpierzchniętą po bliższej i dalszej okolicy familię pod dach domowy, dla ogrzania przy rodzinnym ognisku. Dlatego w pierwszym dniu świąt każda rodzina pozostawała zwykle we własnym gronie, zaś drugi i trzeci dzień przeznaczony był na wzajemne odwiedziny. Zabierano ze sobą dzieci, które odwiedzając swoich rodziców chrzestnych, pozdrawiali ich, a ci z kolei częstowali je jajkami i łakociami.
W drugim dniu "śmigus - dyngus" rozweselał młodzież, dla której zwykłą miarą był garnek, lub wiadro wody z którym za węgłem domu czekali swawolni chłopcy. Trudno było przejść ścieżką, ażeby nie zostać oblanym wodą. Narażone na to były szczególnie młode i ładne dziewczyny, które po tego rodzaju "zabiegu" były nie tylko mokre, ale również... złe na swoich "prześladowców". Znak był jednak pewny, że podobają się miejscowym chłopcom.
|