Dziesięć rad dla tych, którzy chcą się ubezpieczać:

1. Zmieńmy filozofię ubezpieczeniową.

Nie traktujmy towarzystwa ubezpieczeniowego jak opiekuna, który będzie pilnować naszej osoby i mienia. Towarzystwo to bezwzględny, doskonale przygotowany, silny i podstępny przeciwnik, który chce nas złupić. Podchodźmy do niego jak do kogoś, komu pożyczamy duże pieniądze i musimy zrobić wszystko, by w razie konieczności móc je odzyskać.

2. Bądźmy przygotowani na najgorsze.

Towarzystwo ubezpieczeniowe wykorzysta każdą szansę, żeby ściągnąć od nas najwyższe, jakie zdoła, opłaty oraz zapłacić tak mało i tak późno, jak to tylko będzie możliwe. Nie będzie chciało udostępnić nam żadnych dokumentów, na podstawie których wylicza wysokość odszkodowania i swoje opłaty - ale zakwestionuje nasze oświadczenia, podważy ekspertyzy i wyniki badań, podda nas śledztwu. Dyr. Krystyna Krawczyk z Biura Rzecznika Ubezpieczonych porównała praktyki części towarzystw do sądów kapturowych. Pamiętajmy więc, że wszystko, co powiemy i zrobimy, może być użyte przeciwko nam. Nie liczmy na wyrozumiałość. Idziemy w ostry bój.

3. Agent ubezpieczeniowy nie jest przewodnikiem ani doradcą, który bezpiecznie ma nas przeprowadzić przez meandry skomplikowanego świata ubezpieczeń. Jego celem jest skłonienie nas do podpisania umowy. Od tego zależą jego praca i pensja. Będzie zaglądał(a) nam w oczy, chwalił(a) urodę dzieci, mówił(a) nam ciepło po imieniu. Gdy już podpiszemy - straci zainteresowanie. Jeśli w przyszłości się odezwie, to tylko po to, by upewnić się, czy płacimy składki i czy w związku z tym może da się nam wcisnąć jeszcze jakieś rozszerzenie umowy.

4. Nie wierzmy w bajki agentów, jakie to pieniądze zarobimy po dziesięciu czy 15 latach płacenia składek. Te obietnice pięknie brzmią, ale rachunki symulacyjne są wyssane z palca, oparto je na nierealnych, zbyt optymistycznych założeniach, a poza tym nie uwzględniają opłat, jakie zabiera towarzystwo z naszej składki. Nie bez powodu niektóre towarzystwa ubezpieczeniowe (te bardziej rzetelne) w swych prospektach piszą najdrobniejszym maczkiem: "Prezentowane wyniki są oparte na historycznych danych i nie stanowią obietnicy na przyszłość".

5. Nie zawracajmy sobie głowy studiowaniem ogólnych warunków umów.

I tak niewiele z nich pojmiemy. To kilkadziesiąt stron rozmyślnie zapisanych niezrozumiałym, pseudofachowym żargonem. Cel jest jeden - maksymalna ochrona towarzystwa przed ewentualnymi procesami ze strony zdesperowanych klientów. Kto np. zrozumie, co to znaczy, że: "jeśli wartość jednostek uczestnictwa zaewidencjonowanych na rachunkach jednostek przekracza wysokość sumy ubezpieczenia, ubezpieczający może w każdym czasie dokonać częściowego wykupu polisy. Kwota częściowego wykupu nie może przekroczyć większej z wartości różnicy między wartością jednostek uczestnictwa znajdujących się na rachunkach jednostek a sumą ubezpieczenia"?

6. Koniecznie zapytajmy agenta, kiedy towarzystwo może nie zapłacić tego, do czego się zobowiązało. Dowiemy się m.in., że jeśli ubezpieczymy się na wypadek poważnej choroby i zachorujemy na raka, towarzystwo nic nam nie zapłaci, gdy będzie to np. nowotwór skóry (czerniak złośliwy w stadium inwazyjnym), przewlekła białaczka limfatyczna czy nowotwór związany z zakażeniem HIV.

7. Nagrywajmy rozmowy z agentami ubezpieczeniowymi.

Za działania agenta odpowiada towarzystwo - trzeba zatem agentowi udowodnić, że obiecując nam kokosy, wpuścił nas w maliny. Takie rozmowy toczą się zazwyczaj w cztery oczy, więc udokumentowanie ich przebiegu będzie jak najbardziej pożądane.

8. Gdy nie jesteśmy absolutnie pewni, że chcemy płacić składki przez co najmniej 20 lat i na pewno nigdy przed upływem tego czasu nie będą nam potrzebne pieniądze przeznaczane na polisę, w żadnym wypadku nie zawierajmy umowy z częścią inwestycyjną. Ponoć istnieje cień szansy, że po 20 latach gospodarowania naszymi pieniędzmi towarzystwo ubezpieczeniowe odda nam parę groszy więcej, niż wzięło (tak przynajmniej mówią niektórzy fachowcy), ale jeszcze nikomu w Polsce nie udało się o tym przekonać na własnej skórze. Ów zysk jest nader wątpliwy, bo w niemałej mierze zależy od tzw. kosztów ryzyka ubezpieczeniowego, wyliczanych według tajemniczych, znanych tylko zarządom towarzystw algorytmów.

9. Jeżeli jesteśmy na tyle zamożni, że nie przeszkadza nam czekanie na pieniądze przez 20-30 lat, w ostateczności możemy zawrzeć umowę - ale tylko taką, w której towarzystwo ubezpieczeniowe zobowiązuje się, iż po upływie określonego czasu oszczędzania wypłaci nie mniej niż zapisaną w umowie sumę. Wprawdzie niemal na pewno nie wypłaci nam ani grosza więcej ponad to, do czego się zobowiązało, ale przynajmniej unikniemy rozczarowania. Umowy z sumą gwarantowaną to jedyny pewny sposób, by nie stracić części składek - choć kwota ta będzie na pewno niższa od tego, co w tym samym czasie dałyby lokaty bankowe. Ale żaden bank nie oferuje lokat 30-letnich, chroniących przed pokusą wcześniejszego odebrania pieniędzy.

10. Najlepiej, jeśli swoje kontakty z towarzystwem ubezpieczeniowym ograniczymy do klasycznych umów, zapewniających odszkodowanie w wypadku utraty życia lub zdrowia. Nie gódźmy się na to, by towarzystwa zajmowały się "pomnażaniem" naszych kapitałów. "Fachowcy" z towarzystw ubezpieczeniowych albo zmarnują nasze pieniądze, albo - jeśli wybierzemy bezpieczny sposób inwestowania - przeznaczą je na obligacje państwowe lub zaniosą do banków. Równie dobrze sami możemy to zrobić i nie będziemy wtedy płacić im prowizji.

(za tygodnikiem "Przegląd")


wstecz