<<< wstecz .::.
Przygody Boberka - cd...
Prezentował więc dumnie swoje wystające z pyszczka siekacze i udowadniał, iż każde drzewko ściąć nimi może. Jacek i Agatka ukazywali mu za to walory bycia łosiem. Ich szeroko rozstawiające się racice pozwalają im bowiem na prawie bezszelestne i pewne kroczenie po mokradłach i bagnach bez zapadania się w nie. Trochę to chwalenie się, co kto ma i kto ma lepsze, przypominało swego rodzaju licytację.
Jednak było to zjawisko całkiem nieszkodliwe, dzięki niemu zwierzaki miały możliwość lepiej poznać siebie nawzajem...
Trochę to chwalenie się, co kto ma i kto ma lepsze, przypominało swego rodzaju licytację. Jednak było to zjawisko całkiem nieszkodliwe, dzięki niemu zwierzaki miały możliwość lepiej poznać siebie nawzajem.
Lecz któregoś dnia Mieszka obudziły rano nieznane dotychczas dźwięki.
Wypłynął z żeremia, przysiadł na brzegu kępki trawy i począł się rozglądać za źródłem tego, co wyrwało go ze snu, a śniły mu się ciągle nowe wyprawy w niezbadane jeszcze przez niego regiony nad Biebrzą.
„Kui kui kiuih kiuih” – rozległo się nagle za jego plecami.
Odwrócił się lekko przestraszony, jednak nic nie mógł dostrzec. Nie wiedział, co to za zwierzę tak hałasuje nad ranem. Szczególnie, że dotychczas bywało bardzo cicho w okolicach domu. Lekko zawiedziony niepowodzeniem samodzielnego odkrycia sprawcy całego zamieszania, postanowił wybrać się do znajomych, by wspólnie rozwiązać tę zagadkę. Chwilę szukał łosi, które jak się okazało śniadanie miały już za sobą i teraz odpoczywały leżąc wśród kwiatów.
- Witajcie – zawołał boberek.
- Nie tak głośno, bo wystraszysz czajki, które dziś skoro świt przyleciały na tutejszą łąkę. – uciszyła go szybko Agatka.
- Czajki? A co to takiego?
- Usiądź spokojnie koło nas i popatrz tam, na wprost. Widzisz te biało – czarne ptaki, mające długie pióra na głowie przypominające czub? To właśnie o nich mowa. Bardzo lubią te tereny. Nie ma tu pagórków ani zbyt dużo drzewek czy krzaków, które zasłonić by mogły widoczność.
Dodatkowo brak wyższej roślinności pozwala im się czuć bezpiecznie, ponieważ ich wróg, czyli wrona nie ma wtedy miejsc do obserwacji ich gniazd, a one łatwo w takich warunkach dostrzegą w porę zagrożenie.
- Sprytne są – przyznał Mieszko. – A co one tu robią teraz?
- Szykują się do toków, inaczej mówiąc: do ptasich zalotów. Potem w niewielkich zagłębieniach w ziemi wyścielonych trawą samice złożą jaja i będą je wysiadywać razem z partnerami, aż wyklują się pisklęta, czyli młode. Warto dodać, że w przypadku tego gatunku jest inaczej niż u bociana, którego poznałeś wcześniej. To typ zagniazdowników, ich dzieci niedługo po opuszczeniu skorupek jaj zaczynają podążać za rodzicami. Samodzielnie zdobywają pokarm, wskazywany przez dorosłych. Za około miesiąc będziesz tutaj mógł zaobserwować całe rodziny dreptające w poszukiwaniu jedzenia. Nie są one zbyt wybredne pod tym względem, bo w ich jadłospisie znajdują się zarówno owady i pająki, jak i nasiona czy źdźbła traw.
„Kui kui kiuih kiuih” – rozległo się całkiem blisko i jakby zwielokrotnione.
- Coś takiego zbudziło mnie dziś rano – przypomniał sobie boberek. – Czy to czajki wydają ten dźwięk?
- Tak, szczególnie gdy latają podczas toków, jednak gdy są przestraszone, ostrzegają się nawzajem za pomocą krzyków „kiwit kiwit”.
- Jakie to wszystko niesamowite i jednocześnie skomplikowane. Jedne ptaki budują okazałe gniazda, innym wystarcza byle dołek. Niektóre muszą spędzać sporo czasu na poszukiwaniu, a potem dostarczaniu pożywienia swojemu potomstwu, pozostałe zaś wyprowadzają pociechy na spacer w tym samym celu. – zafrasował się boberek. – Jak to wszystko można spamiętać?
- Nie martw się, przecież nie musisz wszystkiego od razu zakarbować. Mamy czas. Będziemy wielokrotnie jeszcze spotykać i czajki i inne zwierzęta. Utrwali Ci się to w końcu samo, bo zobaczysz, że taka nauka przez zobaczenie czegoś na własne oczy przynosi najlepsze efekty, a teoria bez praktyki łatwo ucieka z głowy – pocieszać zaczęła Matylda.
– Zaufaj mi, mam sporo doświadczenia już, niejedno widziałam i teraz wiedzę przekazuję moim dzieciom, z którymi już się przecie zaznajomiłeś. Sam też już sporo wiesz, porównując do przeciętnej wiedzy twoich rówieśników. A teraz chodź, nie przeszkadzajmy ptakom w przygotowaniach.
Skierowali swe kroki do pobliskiego lasu, gdzie drzewa dawały przyjemny cień. Klempa oddaliła się trochę, pozostawiając młodych przyjaciół samym sobie.
- Pobawmy się – zaproponował Jacek. – Na przykład w chowanego. Kolory naszych futerek pozwolą nam wspaniale ukryć się wśród gęstwiny gałęzi i liści.
Momentami komicznie wyglądała ta zabawa. Łoszaki wypatrywały boberka, patrząc z góry, natomiast Mieszko ze względu na dość niski wzrost, ciągle zadzierał łepek.
Jednak i tak zwierzaki bawiły się doskonale. Zatraciły trochę poczucie czasu, przez co gdy Matylda odnalazła je baraszkujące w najlepsze, były lekko zdziwione, jak późno się zrobiło.
Tego wieczoru, po powrocie do żeremia, boberek spytał się w domu, czy chcą, aby im opowiadał, co robił podczas dnia. Miał w tym też swój cel, bo w taki sposób lepiej by zapamiętał wszystkie fakty i wydarzenia. Rodzice, lekko zaskoczeni pytaniem, zgodzili się.
W końcu to był ich syn i pomimo że odbiegał od pozostałych bobrzątek w jego wieku, kochali go bardzo.
Zbliżały się idy kwietniowe. Dni stawały się powoli coraz dłuższe i cieplejsze. Słońce coraz chętniej ogrzewało ziemię, przez co przyroda jeszcze chętniej pokazywała, na co ją stać.
Jednego dnia bobra – mamę zaniepokoiło donośne chlupanie dobiegające z okolic żeremia. Wypłynęła więc na zewnątrz, by sprawdzić, kto też śmie zakłócać jej spokój.
Mając na uwadze opowieści boberka o jego przyjaciołach, słusznie podejrzewała, że to ktoś z nich.
Nie pomyliła się – to jakiś łoś niezdarnie przechodził z kępy na kępę, obsuwając się co i rusz którymś kopytem w wodę.
- Dzień dobry – przywitała się Agatka, pamiętając o tym, że należy z szacunkiem odnosić się do starszych. – Czy zastałam może Mieszka?
- Ależ oczywiście, jeszcze się nie obudził. Jeśli poczekasz, to pójdę po niego i jak coś przekąsi, to będzie mógł z Tobą pójść.
- Będę bardzo wdzięczna, a śniadanie może zjeść z nami, ze mną i moim bratem. Nie idziemy dziś nigdzie daleko, bo to, co chcemy mu dziś pokazać, jest na łące za tym lasem tutaj blisko.
Pani Bobrowa zniknęła pod wodą. Minęło parę chwil i na powierzchni pojawił się boberek.
- Cześć Agatko, mama mówiła, że coś ciekawego się dzieje. O co takiego chodzi?
- Nie gadaj tyle, tylko przebieraj łapkami – roześmiała się młoda klempka.
I poprowadziła go na znany mu już teren. Już niedługo Mieszko usłyszał znajome „kui kui kiuih kiuih”, dobiegające z tylu gardeł, że robił się straszny rwetes.
- A czemu tu tak głośno? Stało się coś niedobrego? – spytał.
- Wręcz przeciwnie, to czajki rozpoczęły toki. Widzisz jak się popisują? Wykonując takie akrobacje w locie, zalecają się przyszłym partnerkom, które obserwują całe widowisko, by ostatecznie wybrać tego, kto im najbardziej zaimponuje.
Usiedli sobie w wygodnym miejscu i przegryzając różne roślinne smakołyki, podziwiali ptasie zaloty. Samce to wzbijały się w górę, to znów opadały ku ziemi. Ich rozłożone podczas lotu skrzydła wydawały specyficzne dźwięki, które tylko dodatkowo potęgowały przedstawienie.
- Ten czub na łbie tylko im zadziorności dodaje. A już i tak są dość takie czupurne – stwierdził Mieszko.
- To prawda. Ale przy tym wszystkim to wyjątkowo spokojne ptaki, pomimo głośnego zachowywania się czasami. Nie walczą ze sobą ani się wzajemnie nie straszą. Jedyne co robią, to właśnie te popisy. A takie bardziej „waleczne” ptaki już niedługo też poznasz.
Klempka i boberek poszli na krótki spacer, a potem wrócili na łąkę. Czajki już powoli kończyły swe występy. Przyjaciele postanowili podejść do jednej pary i spróbować się z nimi poznać.
Jednakże szybko odkryli, że to nie takie łatwe, bowiem skrzydlaci wystraszyli się, poderwali z ziemi i poczęli kołować nad ich głowami.
- Nie bójcie się, chcemy tylko porozmawiać. – krzyknęli razem do nich. – Nie zrobimy wam krzywdy.
- W dzisiejszych czasach ciężko komukolwiek zaufać, szczególnie w takich ważnych dla nas chwilach. – odpowiedziały ptaki.
– Skąd mamy mieć pewność, że nie podbierzecie jaj jak wrony lub też nie uszkodzicie lęgu w inny sposób choćby biorąc przykład z ludzi nie urządzicie wcześniejszych żniw. Jest nas nie tak znowu wiele i każda strata tego typu bardzo godzi w liczebność tutejszej naszej populacji.
- Nie wiemy jak was przekonać, lecz popatrzcie sami – skoro bóbr może dobrze dogadywać się z łosiem, wzajemnie sobie nie szkodząc, to chyba nie jesteśmy aż tacy źli, na jakich może wyglądamy. – Mieszko wręcz rozpaczliwie poszukiwał argumentów przemawiających na ich korzyść.
- Dodatkowo za przyjaciela mamy bociana Wojtka, który całkiem niedaleko stąd ma swą siedzibę.
Na te słowa czajki odfrunęły dalej, prawie pod sam las. Naradzały się tam chwilę, co też powinny myśleć o brązowych futrzastych przybyszach.
- Co sądzicie o tych nieznajomych? Zawierzymy im czy też przepędzimy na cztery wiatry?
- Z pozoru wydają się być całkiem sympatyczni, ale jak to wiemy, pozory czasem mylą.
- Niby ten bóbr nie podgryza zębami łosia, a ten drugi w odwecie nie wierzga i nie kopie mniejszego, ale może to tylko chwilowy rozejm.
- Chwalą się znajomością z naszym klekoczącym sąsiadem, a skoro i jego imię znają, to raczej w tym względzie prawdę powiadają.
Wymiana zdań była naprawdę burzliwa. Każdy ptak miał coś do powiedzenia od siebie. Gdy powróciły na łąkę, oznajmiły, że tę kwestię rozstrzygnęły korzystnie dla Mieszka i Agatki.
- Hurra! – nie kryła radości klempka. – Będziemy mieli nowych znajomych.
Jedna para czajek miała wyraźnie większą ochotę na zapoznanie się.
Szybko okazało się, że nazywają się Cezary i Agnieszka i że w tym roku oboje pierwszy raz będą mieli dzieci.
- Z tego powodu nie możemy wam towarzyszyć w waszych wycieczkach, ale chętnie będziemy wyczekiwać, kiedy nas odwiedzicie i opowiecie, co widzieliście. Za około miesiąc wyklują się nasze pisklęta. Jeśli wtedy do nas zawitacie, to razem gdzieś pospacerujemy.
- Ależ oczywiście. Obiecujemy, że o ile tylko nie wypadnie nam coś pilnego, to co kilka dni tutaj zajrzymy, by porozmawiać. – przyrzekł boberek. – A teraz chyba już powoli musimy wracać. Mama prosiła, bym wrócił wcześniej, bo trzeba trochę posprzątać w żeremiu. Do zobaczenia!
- Do widzenia – odpowiedziały czajki i chwilę leciały ponad głowami dwójki przyjaciół.
Niedługo po wejściu do lasu Agatka zauważyła Jacka z Matyldą. Pożegnała się i ruszyła w ich kierunku.
Po dotarciu do domu Mieszko od razu wziął się do pracy, żeby jak najszybciej móc odpocząć po całym dniu i opowiedzieć rodzicom o spotkaniu z ptakami.
Wyciągał niepotrzebne gałązki na zewnątrz, przycinał te, które były za długie i przeszkadzały w swobodnym przemieszczaniu się. Tata podpowiadał mu, co i kiedy powinien zrobić. Dzięki temu boberek powoli uczył się też swojego „fachu”.
Gdy wieczorem ułożył się wygodnie na posłaniu, próbował sobie wyobrazić, co też czeka go kolejnego dnia. Coraz więcej rzeczy poznawał, ale ciekawość do świata nie malała, wręcz przeciwnie – nowe doświadczenia zachęcały do następnych.
Anna Wabik
foto: Paweł Świątkiewicz