<<< wstecz .::.

Przygód Boberka c.d.


Zwierzaki jednak przeliczyły siły. Nie odpoczęły dosyć podczas pobytu u Krzysia i choć wiedziały, że zmęczenie w końcu da o sobie znać, nie myślały, że będzie to aż tak szybko. Człapały powoli, mając nadzieję, iż zanim zmrok całkiem zapadnie dotrą do swoich domów.
Przystanęły na jednej polanie, by trochę odetchnąć oraz się posilić. Minęły ruchliwą drogę, przy której przekraczaniu trzeba wyjątkowo uważać, a niedługo później rozdzieliły się. Łoszaki zastanawiały się, czy iść do mamy, czy też znaleźć sobie jakieś miejsce do nocowania w jej sąsiedztwie.
Boberek zaś prędko znalazł ruczaj wijący się przez las, dzięki czemu było mu łatwiej dotrzeć do żeremia. Jak tylko dostrzegł znajomą, wydawać by się mogło z daleka bezładną, stertę gałęzi odetchnął z ulgą. Po chwili był już wśród rodziny.

Planował opowiedzieć im o przygodach, ale zasnął od razu, gdy tylko przytknął nos do swej poduszki. A w snach odwiedzał wszystkich znajomych po kolei, obmyślał, co będzie robić z przyjaciółmi w najbliższych dniach i marzył, aby kiedyś na przykład z bratem wybrać się gdzieś dalej na wycieczkę. Świt zdążył już rozjaśnić świat po nocnych ciemnościach, ale Mieszko kimał w najlepsze
Wojtek pewnie zdążył nałapać sporo smakowitych kąsków dla swych dziatek, a czajki przespacerowały się z potomstwem po okolicy, a nasz gryzoń chrapał w łóżku. Kiedy się obudził i przetarł łapkami zaspane oczka, odkrył, że większość dnia już minęła.
Przeciągnął się parę razy, po czym uznał, iż czas na śniadanie. Rodzice pracowicie wznosili nową część ich wspólnego domu i młodemu bobrowi wstyd się zrobiło, iż ciągle znika i nie pomaga przy budowie.
Postanowił porozmawiać z nimi, a jednocześnie włożyć trochę wysiłku w ulepszenia konstrukcji mieszkania. Na wieść o „królu Biebrzy” roześmiali się. Jak się okazało, też doskonale znali tę postać. Co więcej widzieli go parokrotnie, gdy przechadzał się po terenie parku.
Chętnie też wysłuchali o Dobrawie. Mieszko wyżalił się, że Matylda nie tylko nie ma czasu na opiekę nad jego przyjaciółmi, lecz nawet by z rzadka odpowiedzieć na ich pytania.
Tata i mama przerwali na moment pracę, by przemyśleć sytuację. Doszli do wniosku, że chyba muszą pomóc synowi.

- Razem z łoszakami chodzicie na wyprawy głównie, gdy jest widno. Pora jednak, byście wybrali się gdzieś w nocy. Ostatecznie i łosie i bobry wolą chłodniejszą porę dnia po zmierzchu. Wbrew pozorom wszystko ma wtedy swoisty urok, całkiem odmienny od tego, jaki już dobrze poznałeś.
Według nas jesteś dostatecznie duży, aby razem ze swoimi znajomymi udał się na wycieczkę po zmroku. Mamy pewien pomysł, kto mógłby zostać waszym przewodnikiem.
Jak tylko dokończymy tę komorę domu, zaprowadzimy cię do pewnej osoby. Będzie pewnie spać, ale gdy zacznie się na dworze robić ciemno, pójdziesz już sam w to samo miejsce. Kiedy się obudzi, postarasz się zagadać i myślę, że zgodzi się wam towarzyszyć. Do roboty więc!

Mieszko był taki ciekaw, co też rodzice wykombinowali, że z większym zapałem zabrał się do ścinania drzewek, przycinania gałązek i przynoszenia ich wprost pod pyszczki dorosłych, którzy od razu kładli je tam, gdzie potrzeba. Przy tej budowie widać było, iż praca zespołowa przynosi często więcej korzyści aniżeli w pojedynkę.
Niewiele czasu minęło, a plany zostały zrealizowane. Po chwili odpoczynku bobry dotrzymały obietnicy. Wyruszyli w głąb olsowego lasku znajdującego się po przeciwnej stronie niż malec zazwyczaj chodził. Okolica nie była mu zbyt dobrze znana, dlatego pilnie rozglądał się na boki.
Przeszli niezły kawałek, a boberek widział, że nie tylko on spogląda na wszystkie strony. Najwyraźniej rodzice też kogoś lub czegoś wypatrywali. W końcu zatrzymali się i pokazali na jedno dość dorodne drzewo.

Mieszko zadarł łepek, ale nie wiedział, o co chodzi dokładnie. Na jednej z grubych gałęzi siedział ogromny ptak. Spojrzał na mamę i już wiedział, że to on ma być tym przyszłym opiekunem.
- Synku, to Buba. Jest przedstawicielem puchaczy, a musisz wiedzieć, że jest to gatunek największych sów na świecie.
Możesz teraz podziwiać charakterystyczne dla nich drzemanie w bardzo wyeksponowanych miejscach. Chciałoby się wręcz rzec, iż chce się tak chwalić swoimi rozmiarami i wyglądem. Tutejszy osobnik ma już swoje lata, więc doskonale nadaje się na waszego nauczyciela. Bowiem doświadczenia sporo zdobył i wiedzę o różnych rzeczach ma niemałą.
Więcej zapewne dowiesz się od niego, nie zamęczaj nas zatem teraz pytaniami. Chodź, zjemy coś, bo pewnie jesteś głodny tak samo jak i my. A potem pójdziesz do przyjaciół i razem tu przyjdziecie.

Tak też zrobili. Boberek swego czasu nauczył się, że nie należy jeść zbyt łapczywie, bo konsekwencje mogą być niemiłe w postaci bolącego brzuszka.
Kilkakrotnie przytrafiło mu się to, dlatego tym razem mimo że chciał jak najszybciej znaleźć się w towarzystwie łoszaków, powoli przeżuwał każdy kęs. Z dnia na dzień dieta była coraz bardziej urozmaicona, bo pojawiały się nowe gatunki roślin.
Niektóre były smaczniejsze od pozostałych, natomiast bywały też i takie, po których groziła niestrawność. Mieszko szkolił się w ich rozpoznawaniu i robił swoiste menu z tego, co mu najbardziej podpasowało.
Potem ruszył na poszukiwania Jacka i Agatki. Od momentu, gdy Matylda opiekowała się swoim nowym dzieckiem nigdy nie wiedział, gdzie ich znajdzie.
Trzymali się zwykle w jej pobliżu, ale była to kwestia pewnie dni albo tygodni, kiedy to się zmieni. Chciał o tym z nimi porozmawiać, bo inaczej spotkania mogą zacząć być problemem.
Jeśli nie będzie znał miejsca ich noclegu, to rano zamiast się bawić albo iść na wycieczkę, niepotrzebnie stracą czas na bieganie za sobą nawzajem. Okazało się, iż nie tylko on nie mógł się rano obudzić zbyt wcześnie.

Jak dotarł do przyjaciół, jedli oni dopiero śniadanie, a ich zaspane oczy mówiły, że nie do końca jeszcze opuścili krainę snów. Przywitał się i czekał, aż zaspokoją głód. Starał się powstrzymać zniecierpliwienie wynikające z chęci, jak najszybszego poinformowania towarzyszy o przyszłym znajomym, z którym mieli się dziś zapoznać wieczorem.
A gdy nadszedł odpowiedni moment, to jego wypowiedź była na tyle nie składna, że łoszaki poprosiły go o spokojne powtórzenie wszystkiego od początku. Więc Mieszko zrobił kilka głębszych wdechów i wydechów, emocje trochę w nim przestały szaleć i zaczął jeszcze raz. Rodzeństwo po wysłuchaniu nowiny lekko zaniemówiło, ale krótko trwał taki stan.

- Zdradź choć rąbek tajemnicy, kto to dokładnie jest. Powiedziałeś zaledwie, że to będzie skrzydlaty przewodnik i że jest sporo od nas starszy. Dowiedzieliśmy się też, że uwielbia nocne życie, a w dzień śpi w najlepsze za nic mając starania słońca, aby było widno na świecie. A reszta pozostaje sekretem.
- Mi rodzice początkowo też nie powiedzieli zbyt wiele. Dopiero gdy mnie zaprowadzili na miejsce i pokazali, to dodali parę słów komentarza i tyle. Stwierdzili, iż dowiemy się więcej przy zapoznaniu się bliższym. A myślę, że niespodzianka to fajna rzecz. Osobiście bardzo lubię, kiedy coś nowego poznaję, czego nie planowałem.
- Chyba rzeczywiście nic z ciebie nie wyciągniemy – musiała w końcu przyznać Agatka.
– To idźmy się pobawić, nim ruszymy w nieznane. Proponuję pościgać się w wodzie, mamy przecież piękną pogodę i jest już dosyć ciepło. Przy okazji trochę ruchu pozwoli się nam dobudzić po sennych marzeniach. Kto ostatni w rzece, ten gapa! - i ruszyła w kierunku błękitnej toni.

Na takim niewinnym baraszkowaniu nie wiedzieć, kiedy zleciało im praktycznie całe popołudnie. Po pewnym czasie nieco zmęczeni, ale jednocześnie uradowani, wyszli na brzeg.
Skomponowali sobie dość urozmaiconą obiadokolację i gdy zaczynało się ściemniać na dworze, a temperatura powietrza powoli spadała, postanowili podążyć za boberkiem do zagadkowego zwierzaka. Na szczęście dobrze zapamiętał trasę i trafił bez trudu pod drzewo, na którym pierwszy raz widział Bubę.
- Jesteśmy na miejscu. Oto nasza przyszła koleżanka – rzekł do towarzyszy.
– Mama powiedziała, że zmierzch to dobra pora, aby nawiązać z nią kontakt. Powinna się niedługo obudzić i jakoś spróbujemy to niej zagadać.
- Jeśli mnie pamięć nie myli, to kiedyś podobnego osobnika już spotkaliśmy. Jacek, pamiętasz? Na takim samotnym grabie siedział. Wydaje mi się tylko, że był mniejszy i nie miał takich zabawnych pierzastych uszu na głowie. Ciekawe, czy będzie się chciała z nami zaprzyjaźnić? – stwierdziła klempka.
Zwierzaki przycupnęły niedaleko, nie chciały przegapić momentu, kiedy sowa się obudzi. Było już po zmroku, gdy nagle rozległo się donośne "pu - hu, pu – hu”. Byli prawie pewni, że wiedzą, kto jest sprawcą nieznanego dźwięku.
Spojrzeli na drzewo, na którym ewidentnie ptak rozpoczynał swą codzienną aktywność. Nie mogli dłużej czekać i musieli się jakoś odezwać, by rozpocząć rozmowę. W przeciwnym razie pewnie pierzasta dama nie zwróciłaby na nich większej uwagi.

Boberek, jako że najwięcej wiedział o niej, krzyknął:
- Cześć! Rodzice mi o tobie trochę opowiadali. Chcielibyśmy się zaprzyjaźnić. Możesz tu do nas sfrunąć na chwilę?
Z powodu panujących ciemności, ciężko mu było określić, czy sowa choć na niego spojrzała. Przez moment panowała nieskazitelna cisza, lecz usłyszeli szelest rozpościeranych skrzydeł i po krótkim czasie zamajaczył koło nich wcześniej obserwowany ptak.
- Znam ja doskonale oba wasze gatunki. Od dawien dawna na tutejszych terenach sporo jest łosi i bobrów, więc ciężko się nie natknąć na jakieś urwisy pałętające się w różnych miejscach. Czego dokładnie oczekujecie ode mnie? Tylko mówcie szybko, bo zgłodniałam.
Mieszko streścił po krótce sprawę łoszaków i Matyldy oraz obecny brak opiekuna merytorycznego ich wycieczek po okolicy. Wyjaśnił, że tata z mamą uznali, iż powinni się zwrócić do niej z prośba o pomoc.

- Pu-hu… znacie więc już moje imię, tak? Zwą mnie Buba i jestem puchaczem. Domyślam się, że niewiele wiecie jeszcze o moim trybie życia. Widzę, z jakim zainteresowaniem się mi przyglądacie, ale nie macie się, czego wstydzić. Ciekawość to dobra rzecz. Tylko że ja dziś nie mam zbyt wiele czasu, aby odpowiadać na pytania. Wczoraj marne były łowy i się nie najadłam. Liczę, że dziś lepsze będzie polowanie. O ile tylko będę mieć czas, mogę wam towarzyszyć.
Jeśli więc zgadzacie się na taki układ, to spotkajmy się jutro też tutaj jakoś popołudniu. Zrobię wyjątek i wstanę trochę wcześniej. Ma być pochmurny dzień, czyli słońce nie będzie zbyt raziło tymi swoimi według mnie dość natarczywymi promieniami.
Opowiem wam coś o sobie, a może nawet wpadniemy razem na pomysł jakiejś wyprawy, kto wie...
- Jejku! Naprawdę? Będzie wspaniale. Pojawimy się na pewno. Nie przeszkadzamy zatem dłużej i życzymy ci smacznego. Do zobaczenia! – futrzaki prawie chórkiem wyraziły swój zachwyt, że sowa postanowiła nawiązać z nimi znajomość.
- To ja lecę! Wyśpijcie się porządnie i bądźcie grzeczni. Na razie! – nieco chwiejnie Buba poderwała się z ziemi i prędko nie było już po niej śladu.

Anna Wabik









foto: Paweł Świątkiewicz

Archiwum

<<< :: 1 :: 2 :: 3 :: 4 :: >>>