<<< wstecz .::.

Boberka spotkanie z wydrą


Czas mijał nieubłaganie. Powoli nadchodził maj. Miesiąc, w którym wiosna pokazuje swoje jeszcze bogatsze oblicze. Mieszko jednego razu poszedł szukać swoich przyjaciół, ale nigdzie ich nie mógł odnaleźć. Plątał się to tu, to tam, nie do końca wiedząc, co ze sobą zrobić.
Wydawało mu się, że wszystkie pewne miejsca już zaliczył, rozmaite łąki i bagna, jednakże nigdzie nawet śladu nie było po obecności łosi. Ostatecznie odwiedził bociana Wojtka i innych ptasich znajomych. Czuł się trochę samotny, lecz postanowił posiedzieć w rodzinnym gronie i porzeźbić.
Miał spore zaległości w takowej dokumentacji, a i tak ciągle zastanawiał się, jakby tu urozmaicić swe figurki. Popołudniu razem z bratem Bolesławem bawił się w rozmaite gry w pobliżu żeremia. Wypróbowali razem m.in. nową wersję berka, goniąc się zarówno po lądzie, jak i w wodzie. Zmęczeni, odpoczywali potem koło domowej siedziby.

Boberkowi jednak wydawało się, że trzeba się gdzieś przejść na spacer, zanim pójdzie spać wieczorem. Tak spokojnie sobie wędrując po okolicy, dotarł do sąsiedniego zagajnika.
Podziwiał soczystą zieleń, jaka tam biła od rozmaitych roślin poczynając od drobnych ziół i kwiatów przy samej ziemi, a kończąc na drzewach, których gałęzie sięgały daleko w górę, jakby chciały dotknąć nieba. Zaciekawiony niebieską smużką wody majaczącą na skraju młodnika, podążył sprawdzić, dokąd go to zaprowadzi.
Okazało się, iż to niewielki strumyk, oddzielający otwartą przestrzeń od zalesienia, kończył się swój bieg w sposób dość nieoczekiwany. Zasilał bowiem niewielkie jeziorko pośród kolejnej grupy brązowych pni z bujnymi koronami.
Futrzak postanowił dalej badać nieznany mu jeszcze teren. Wahał się przy każdym kroku, ponieważ nie wiedział, czego może się spodziewać. Przemykał ostrożnie wśród krzewów i drzew, zważając, by jak najbardziej pozostawać niewidocznym dla potencjalnego wroga.

Rodzice długo mu powtarzali, że musi być bardziej rozważnym i właśnie zaczął się do tych rad w końcu stosować. Powoli, ale ciągle do przodu, Mieszko zbliżał się do błękitnej toni. Zanurzył w niej ochoczo łapkę – woda była kojąco chłodna.
Przysiadł na brzegu i począł się rozglądać. W pewnej chwili skupił się na obserwacji rybek, których w akwenie było wiele, pomimo jego skromnych rozmiarów. Niewątpliwie by tak je dłużej podziwiał, gdyby nie to, że nagle jego uwagę zwrócił ruch po jednej ze stron.
Był to moment, ale boberek był już prawie pewien, że nie jest tu sam. Jednak zanim zdążył się zastanowić, co powinien uczynić, zobaczył jak po powierzchni pływa jakiś zwierzak. Miał brunatne futerko na grzbiecie, a dużo jaśniejsze na brzuchu.
Już na pierwszy rzut oka wiadomo było, że nie jest to kolejny przedstawiciel bobrów. Po chwili nieznajomy zbliżył się do brzegu zaciekawiony.

- Kogo my tu mamy! Znam ja takich jak wy. Całe dnie spędzacie na piłowaniu drzew i przewracaniu ich w różne strony. Ale nie narzekam, przydatna jest wasza robota.
- Naprawdę? – zapytał lekko zdezorientowany Mieszko.
- Jasne smyku. To dzięki temu mam się gdzie pluskać i najeść do syta. Tamy twoich krewnych pozwalają na stworzenie takich sztucznych jeziorek.
Woda zamiast płynąć dalej określonym korytem, napotyka na przeszkodę i rozlewa się po okolicy. Jeśli się przyjrzysz to zobaczysz, że strumyk nie tylko wpada do tego akwenu, ale i go opuszcza po mniej więcej przeciwnej stronie.
- Chyba masz rację. Tylko że ja nie mam pojęcia, kim ty jesteś. – nieśmiało odrzekł boberek.
- A to trzeba było od razu, żeś jest tegoroczny młodziak. Już spieszę z wyjaśnieniami.
Nazywam się Łucja i jestem wydrą. Zajmuję ten teren od pewnego czasu. Podoba mi się i możliwe, że się tu osiedlę na dobre. Rok temu też byłam taka zagubiona i nieśmiała, ale wraz z upływem czasu poznałam to i owo.
- Czyli mieszkasz tutaj? Sama? To smutno tak w pojedynkę.

- Tak coś czuję, że zadawanie pytań to twoja specjalność – roześmiała się Łucja. – Nie mam ci tego jednak za złe, bo jak to mówią: kto pyta, nie błądzi.
Odpowiadając, powinnam wyjaśnić, że mój gatunek cechuje się terytorializmem, czyli żyjemy w pojedynkę na pewnych określonych obszarach. Zazwyczaj unikamy kontaktów z pobratymcami, jednakże samcom, którzy uwielbiają wędrować, często pozwalamy przekraczać nasze tereny.
Teraz jeszcze nie zaprzątam sobie głowy ścisłym wyznaczaniem granic przyszłego rewiru, ale rozglądam się za jak najciekawszym miejscem. Za rok będę myśleć na poważnie o założeniu rodziny, wtedy jest ważne, by mieć jak wykarmić dziatwę.

- Słuchając ciebie, zastanawiam się nad czymś. Poznałem bliżej z takich „futrzanych” zwierząt jak na razie tylko łosie. I wiem, że też są samotnikami.
Łączą się w pary na krótko, a potem matki wychowują potomstwo. Pod tym względem wychodzi, że jesteście podobni.
- To akurat trafne spostrzeżenie. Ale chyba na tym analogie się kończą. Kopytni odżywiają się roślinami, a nam bycie jaroszem nie odpowiada. Polujemy na ryby, raki, czasem żaby.
Pamiętam, jak mi mama mówiła, że jakby głód doskwierał, nie należy gardzić drobnymi ptakami i ssakami. Opowiadała, że kiedyś nawet małego bobra przyniosła na obiad.

Na te słowa Mieszko struchlał. Nie wiedział, co o tym sądzić. Przerażenie nie pozwalało mu na wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Widząc to, wydra postanowiła uspokoić swego rozmówcę.
- Nie bój się. Nie chciałam cię przestraszyć. Przepraszam, tak się rozpędziłam, że nieciekawie wyszło. To podobno był taki bardzo młody osobnik, który w swe pierwsze dni był zbyt pewny siebie i oddalił się za bardzo od pozostałych. Tobie nic nie grozi.
Po pierwsze jesteś za duży, a poza tym to się naprawdę rzadko zdarza. Opowiem ci coś jeszcze o sobie, jeśli tylko chcesz. Tylko proszę, przestań dygotać jak osika.

Boberek próbował opanować swój strach, a nowa znajoma kontynuowała wypowiedź.
- Zwykle w dzień śpimy lub odpoczywamy w norach, i to niekoniecznie przez nas własnoręcznie zrobionych. Często gościmy w kryjówkach borsuków, a także w opuszczonych żeremiach. Po zmroku wyruszamy na łowy. Musimy mieć sporo siły, by móc poświęcać sporo czasu na ulubioną rozrywkę, czyli zabawę.
Rozmaite tego typu uciechy towarzyszą nam przez całe życie. Nie ma za „starej” wydry do radosnych igraszek. Gdy jesteśmy same, to zazwyczaj przedmiotem do gry jest upolowana ryba albo jakiś kamień. Uwielbiamy pływać i niechętnie wychodzimy na ląd. Osobiście uważam, że nie ma nic przyjemniejszego jak nurkowanie. Jeśli już trochę ochłonąłeś, to może powiesz mi, jak masz na imię i razem coś popsocimy.

- Nazywam się Mieszko. Ja mieszkam w sumie niedaleko, więc może kiedyś cię jeszcze odwiedzę. A pobawić się też bardzo lubię, tylko niedługo będę musiał wracać do domu, aby rodzice nie martwili się o mnie. Jaką grę proponujesz? – zapytał już w miarę spokojnie.
- Próbowałeś kiedyś zjeżdżać po stromym brzegu do wody? Jak jest trochę błota lub trawa nie wyschła po deszczu lub po porannej rosie, to nabiera się niezłego rozpędu. I potem jest głośne chlup, gdy znajdujesz się np. w tym oto jeziorku.
Uwielbiam takie harce. W zimie też jest to fajne – zwłaszcza gdy spadnie dużo śniegu. Jeśli jeszcze tego nie robiłeś, to zapraszam. Myślę, że ci się spodoba. A nawet gdyby nie, to zawsze to jakieś nowe doświadczenia.

Boberkowi pomysł przypadł do gustu i dlatego szybko wybrał z towarzyszką dogodne miejsce do ślizgania. Za pierwszym razem miał obawy, że się zbytnio wybrudzi, albo że stanie się coś złego. Z tego powodu przez pewien czas obserwował poczynania wydry.
Widząc, jak wydra się cieszy i zachęca go do przyłączenia się, postanowił zaryzykować. Ostrożnie przysiadł na brzegu i powolutku począł zsuwać się w kierunku niebieskiej toni.
Jednak kontrolowanie tempa, z jakim zbliżał się do wody, nie było takie proste i w końcu stracił nad tym panowanie. Nim się zorientował, był już koło Łucji, która z rozbawiona miną obserwowała, co też wyczynia jej nowy kolega.
Mieszko po kilku kolejnych zjazdach przyznał jej rację, że jest to całkiem niezła rozrywka. Jednakże zmrok powoli zapadał i trzeba się było pożegnać.
Lecz obiecali sobie, że jakoś się niedługo spotkają – w końcu niedaleko mieszkali od siebie. Po chwili wydra zanurkowała, by upolować coś na kolację, a boberek poczłapał w stronę domu.

Anna Wabik

foto: Paweł Świątkiewicz

Archiwum

<<< :: 1 :: 2 :: 3 :: 4 :: >>>