<<< wstecz .::.
Boberka wędrówek cd.
Mieszko cały wieczór zastanawiał się, jakby tu przekonać Agatkę, by zabrała go do swojej świeżo urodzonej siostry. Zdawał sobie sprawę, że to niełatwe zadanie. Jego towarzysze zabaw bardzo przeżywali tę sytuację i nie chcieli początkowo w ogóle o tym rozmawiać.
Dopiero kontakt z ptasimi znajomymi doprowadził do zwierzeń. Chociaż boberek podejrzewał od razu, że przyczyną posępnych min i mrukliwości jest nowe dziecko Matyldy.
Pamiętał, z jakim smutkiem mu obwieścili, że będą mieli rodzeństwo. Postanowił zatem, że jakoś podstępem spróbuje doprowadzić do tego, iż klempka sama to zaproponuje.
I miał już nawet pewien pomysł. Wracając do żeremia, podejrzał grupkę ludzi spacerujących wzdłuż szosy. Rozmawiali o czymś i byli tym bardzo przejęci. Malec nie byłby sobą, gdyby nie spróbował dowiedzieć się czegoś więcej.
Powoli skradając się, podszedł na tyle blisko, że udało mu się niepostrzeżenie nadstawić uszy. Nie do końca rozumiał, o co chodzi w tej człowieczej mowie.
Trochę bełkotliwe to się wydawało, jednak starał się pojąć choć cząstkę wypowiedzi. W pewnej chwili jednak jego starania przerwał warkot. Z sekundy na sekundę hałas ten narastał, a potem zza załomu drogi wyłonił się dziwny pojazd.
Mieszko był jednocześnie przerażony, ale i zafascynowany nieznanym obiektem. Obserwował, jak to coś się zbliża, a potem zatrzymuje i zabiera wędrowców, a następnie oddala się coraz bardziej. Odczekał jeszcze trochę, aby upewnić się, czy jest bezpiecznie.
Wtedy wyszedł ze swego ukrycia wśród gałęzi i podreptał na miejsce, gdzie jeszcze niedawno przebywały ludzkie istoty. Odkrył tam leżący na ziemi arkusz papieru z jakimś obrazkiem.
Widział już wcześniej podobne na tablicy stojącej przy wjeździe do lasu, ale tam były m.in. ilustracje drzew oraz ognia. A na tym ktoś narysował niebieską krętą linię wśród zielonych drzew, a obok – i tutaj boberek aż przetarł oczka ze zdumienia – widniała podobizna dorosłego przedstawiciela jego gatunku. Ogromnie podekscytowany, trzymając mocno swe znalezisko, aby go nie zgubić, przyspieszył kroku i szybko dotarł do domu.
Właśnie ta kartka mogła według niego pomóc w poznaniu Dobrawy. Chciał ją pokazać nazajutrz klempce i spytać, czy wie, co to takiego. Był prawie pewien, że nie będzie znała odpowiedzi na to pytanie, przez co zmuszeni będą skorzystać z porady Matyldy.
duchu aż zacierał łapki, że wpadła mu do głowy taka znakomita myśl. Zasnął w miarę szybko, zmęczony po dniu pełnym wrażeń. Poranek przywitał świat lekką mgłą. Jednak słońce z całych sił starało się jak najprędzej rozgonić ograniczający widoczność opar.
Mieszko trochę rozleniwiony miał problem, aby zwlec się ze swego posłania. Lecz fakt, że nie mógł się już doczekać spotkania ze znajomymi, zmotywował go do działania.
Po obowiązkowej po przebudzeniu toalecie podreptał do rodziców, by oznajmić, że nie wie dokładnie, o której wróci, ponieważ łosza mogła się znacznie oddalić od miejsca, gdzie widywał ją ostatnio. Tata i mama nie mieli mu za złe spóźnień, o ile wcześniej informował o takiej ewentualności. Dzierżąc wczorajszy skarb, wymaszerował z żeremia.
Ostatnimi dniami powietrze było już coraz cieplejsze i zarówno boberek jak i łoszaki trochę na to narzekali. Ułatwiało to odszukanie towarzyszy, którzy przed zbyt wysoką temperaturą chronili się a to w cieniu drzew, a to zanurzali się w chłodną wodę.
Tym razem zastał ich podczas zażywania kąpieli w rozlewisku, jakie od dłuższego czasu znajdowało się na okolicznej łące.
Chętnie by dołączył do radosnego chlapania się, ale miał na uwadze to, z czym przyszedł. Starał się nie zniszczyć papieru, bo wtedy nic by nie wyszło z rozwiązania zagadki związanej z obrazkiem.
- Cześć Agatko, Cześć Jacku! – zawołał do nich stojąc na względnie suchym gruncie.
– Możecie tu na chwilę do mnie podejść? Tylko proszę ostrożnie, chcę wam coś pokazać.
Powoli futrzaki wyszły na brzeg. Starały się strząsnąć z siebie jak najwięcej wody, aby sprostać prośbie Mieszka. Podeszły doń i poczęły się przyglądać temu, co przyniósł ich towarzysz.
Tak jak podejrzewał, miały równie zdziwione miny jak i on, gdy to odkrył.
- Skąd to masz? Wygląda jak twój portret, a bardziej jak wizerunek starszego od ciebie osobnika. Coś tu jeszcze jest oprócz rysunku, ale nie mam pojęcia, jak to nazwać.
Widzieliśmy kiedyś podobne rzeczy, jednak niezbyt uważnie słuchaliśmy mamy, gdy nam to objaśniała.
– Jacek postanowił przyznać się do tego, że nie zawsze pilnie się uczą z siostrą.
- Wczoraj po tym jak się pożegnaliśmy, wracałem taką ścieżką, co biegnie koło drogi. Rodzice kilkakrotnie mi powtarzali, że nie mam tamtędy spacerować, ale tak akurat było wygodnie. – boberek kontynuował opowieść, a łoszaki w skupieniu słuchały.
Kiedy skończył, zapadła na chwilę cisza. Ale nie trwała długo, bo Agatka postanowiła się odezwać.
- Wiesz, raczej ci z tym nie pomożemy. Ludzie często robią różne rzeczy, zazwyczaj nie zrozumiałe dla nikogo poza nimi. Tacy już są.
Może nie powinieneś się zajmować tym aż tak bardzo? Przecież nie musimy się zajmować sprawami, które dotyczą człowieka. Tak według mnie byłoby lepiej, mamy swoje zajęcia.
Pobawmy się albo pójdźmy na spacer.
- Miałem nadzieję, że jakoś razem rozwiążemy tę tajemnicę. Przykro mi, że tak szybko się poddaliście.
W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak wziąć tę kartkę i powędrować do kogoś innego. Do zobaczenia niedługo! Pa!
Do klempki i jej brata nagle dotarło, że jeśli boberek zrealizuje to, co rzekł, to zostaną ponownie sami. A potrzebowali towarzystwa, jak nigdy dotąd.
- Zaczekaj. Usiądźmy na spokojnie. Może coś wymyślimy. Hm... - Jacek szybko próbował ratować sytuację. – Wiesz, niechętnie to proponuję, ale pójdźmy do naszej mamy.
Mam tylko nadzieję, że się na nas nie pogniewa za ten pomysł. Jest jeszcze dość wcześnie po tym porodzie i unika kontaktów z innymi osobami. Jednak liczę, iż krótkie odwiedziny nie przeszkodzą jej zbytnio. Chodźmy więc. Im szybciej tam dotrzemy, to w sumie lepiej.
Wszyscy powinniśmy być zadowoleni.
Boberek uśmiechnął się w duchu, że jego plan się powiódł, lecz wiedział, że nie jest to dla nich łatwa decyzja.
– Dziękuję! Jestem zobowiązany. Zatem ruszajmy.
Trochę czasu zeszło, zanim dotarli tam, gdzie Matylda zaszyła się ze swoim dzieckiem. Było to miejsce naprawdę zaciszne, osłonięte od wiatru i wyjątkowo przytulne. Łosza starała się jak mogła, by być jak najlepszą matką. Gdy ich dostrzegła, nie kryła zaskoczenia.
- A co wy tu robicie? Przecież prosiłam, abyście przez parę dni pozwolili mi odpocząć.
Agatka zbliżyła się bardziej do swej rodzicielki, przykucnęła i wyszeptała parę słów do ucha.
- No dobrze. W sumie nie powinnam być aż taka ostra wobec was.
Kiedyś zrozumiecie mą obecną sytuację. A teraz prędziutko mówcie, o co dokładnie chodzi.
Mieszko nieśmiało wyciągnął przed siebie łapkę, w której trzymał tajemniczy rysunek.
Klempa nachyliła się, przyjrzała przez chwilę, po czym zaczęła się śmiać. Przyjaciele spojrzeli po sobie zdziwieni, totalnie zdezorientowani.
- Oj wy głuptasy. – pokiwała głową i zwróciła się do boberka. - To zdjęcie twoich pobratymców, a to co jest obok, to też zdjęcie, ale takiej figurki, co stoi koło rzeki w jednym miejscu. Jakiś człowiek wyrzeźbił w drewnie podobiznę bobra i podpisał „król Biebrzy”.
Wiem o tym z opowiadań, sama nigdy tego nie widziałam. Ale jak dla mnie prawdziwym władcą tej naszej krainy jest Krzyś. To znana tutejsza postać.
Może pójdziecie do niego na wycieczkę? Pokażę wam, w którą to stronę, a po drodze jeszcze się podpytacie i na pewno traficie.
- A kto to jest ten Krzyś? Czy to jakiś zwierzak?
Łosza po raz kolejny nie powstrzymała radości.
- Nie, ale jest przyjazny takim jak my. To jeden z ludzi, których to już mieliście okazję poznać.
W jego siedzibie schronienie znalazły rozmaite istoty – jak psy, koty, koniki. Zresztą sami zobaczycie. Warto, byście go poznali.
- Czemu nie... Przynajmniej mielibyśmy jakieś zajęcie, bo brakowało nam pomysłu na dzisiejszy dzień. Dziękujemy. Nie gniewaj się, że zawitaliśmy do ciebie.
- Trudno jest się boczyć na własne dzieci. Zwłaszcza w takiej trudnej sytuacji. Widzicie tę wąską ścieżkę tam wśród drzew? To pierwszy odcinek trasy do tego człowieka.
Potem zobaczycie kolejną dróżkę, ale gdy dojdziecie do takiej drogi, po której jeżdżą samochody – takie duże metalowe prostokąty na kołach, co już Mieszko mówił, że się z tym spotkał, to proszę – bardzo uważajcie. Macie cało tam dotrzeć i wrócić. Pozdrówcie ode mnie Krzysia. Powodzenia! Do zobaczenia!
Anna Wabik
foto: Paweł Świątkiewicz