<<< wstecz .::.
Dalsze przygody Boberka
Ranek był raczej letni, niż wiosenny. Od samego świtu słońce silnie przygrzewało, a na niebie ciężko by się było doszukać choć jednej chmurki. Gdyby nie fakt, że klempa Matylda zaplanowała na ten dzień dalszą, tajemniczą wyprawę i Mieszko po prostu nie mógł się doczekać tej niespodzianki, możliwe że w ogóle by nosa nie wyściubił z rodzinnej siedziby. Spotkanie z łosiami ustalone było w pobliżu mostu. Wygodnie dopłynął tam Biebrzą, co prawda pod prąd trochę trzeba było się bardziej napracować, ale uznał ten wysiłek za pewnego rodzaju trening.
- Patrzcie, już jest – powiedziała Agatka do brata i mamy.
A do boberka rzekła – Brawo, co za punktualność. Jak uznasz, że możemy ruszać, to daj znać. Pójdziemy sobie tutaj wzdłuż rzeki, my po trawie, a ty jeśli chcesz, to płyń wolno koło nas.
Po chwili uznali, że są gotowi i Matylda poprowadziła ich dalej. Piękne widoki sprawiły, że zapatrzeni na okolicę ani się spostrzegli, a dotarli do zamierzonego celu.
- Tutaj z Biebrzą łączy się jeden z jej dopływów – mniejsza rzeka kończy tutaj swój bieg i wody przekazuje silniejszej i większej od siebie. – zaczęła objaśniać klempa.
– Jak widzicie jej ujście jest dość zamaskowane przez roślinność, lecz według mnie dodaje to tylko uroku. Chciałam wam to pokazać, bo jest to bardzo malownicze miejsce i mam nadzieję, że podzielacie moje zdanie. Odpoczniemy tutaj dłużej.
Jeśli macie ochotę, idźcie się pobawić i ochłodzić w wodzie. Ale uważajcie na wędkarzy – to ci ludzie, których i stąd można zauważyć, o tam na prawo. Łowią oni ryby za pomocą takich długich patyków ze sznurkiem, łatwo przeoczyć te ich linki i wtedy problemy gotowe, jeśli się w to zaplątać.
Nie wchodźcie też do łódek – wyglądają jak częściowo ścięte i wydrążone pnie drzew.
- Dobrze mamo – obiecał Jacek. Po chwili cała trójka młodzieży kąpała się, a Matylda ułożyła się pomiędzy trzcinami i obserwowała dziecięce zabawy.
- Ponurkujemy trochę? – zapytała Agatka. – Zobaczymy, czy różni się czymś od Biebrzy, którą już poznaliśmy. Może coś ciekawego odkryjemy i będzie się czym pochwalić.
Pływali więc to bliżej dna, to bliżej powierzchni nieznanej im dotychczas rzeki. Widzieli różne małe rybki, co jakiś czas zdarzały się też i pojedyncze większe sztuki. Spotkali też sporo ślimaków, których muszle przyozdabiały rosnące pod wodą rośliny. Gdy byli już spory kawałek od miejsca, skąd wyruszyli, nagle jakiś dziwny kształt pojawił się przed nimi.
Zaciekawieni, lecz jednocześnie odrobinę przestraszeni, przystanęli przy brzegu, kryjąc się w szuwarach. Powoli obiekt przemieszczał się dość chaotycznie do przodu. Za nim dostrzegli jeszcze jeden podobny. Im bliżej były, tym bardziej zwierzaki zastanawiały się, co też to takiego jest.
Miało na sobie coś w stylu czarnego, krótkiego futerka. Posiadało też płetwy, a na plecach widać było dwie butle. Boberek nie wytrzymał i ostrożnie wypłynął z ukrycia. Okrążył postać tak, by go nie zauważono, po czym wrócił do przyjaciół.
- Wydaje mi się, że to człowiek, ale po co mu te wszystkie rzeczy, nie mam pojęcia. Jakby nie mógł normalnie pływać tak jak my. Może jak wrócimy, to spytamy się waszej mamy? Ona jest bardzo mądra i na pewno zna odpowiedź. Poczekajmy jeszcze trochę, aż oddalą się od nas i ruszmy w drogę powrotną. – zaproponował.
Tak też zrobili. Rozglądając się bacznie na boki, czy jeszcze coś ich nie zaskoczy, przesuwali się w stronę Biebrzy. Gdy zobaczyli Matyldę na brzegu, odetchnęli z ulgą, bo koło niej czuli się naprawdę bezpiecznie.
- Mamo, spotkaliśmy człowieka pod wodą. Ale nie wyglądał tak, jak ci, których dotychczas widzieliśmy. Był taki…. Nazwijmy to „opancerzony”. Miał bardzo dziwny strój i nie wynurzał się zaczerpnąć powietrza. Czemu tak wyglądał i co robił? – spytała klempka.
- Z opisu wynika, że to płetwonurek. Co jakiś czas zdarzają się w rzece. Ludzie ubierają na siebie specjalny strój zwany skafandrem. Dodatkowo mają płetwy, co umożliwia im szybsze i łatwiejsze pływanie.
A te butle to zapas powietrza, dzięki któremu nie muszą wypływać na powierzchnię, aby oddychać. Wszystko to robią po to, aby poznawać podwodny świat. Przy okazji zdarza się, że robią zdjęcia lub filmują, czyli dokumentują swoje obserwacje. Potem pokazują to innym ludziom, by ich zainteresować lub po prostu udowodnić piękno przyrody nie tak łatwo dla wszystkich dostępnej. Bo trzeba przyznać, że przejście „na drugą stronę lustra” ukazuje zupełnie inny świat. A teraz coś zjedzcie, żeby mieć siły i powoli się pozbieramy do domu.
W oddali na horyzoncie kilka razy widzieli klucze ptaków, które powracały powoli w te regiony Polski z odległych krain. Jednak zbyt późna pora i odległość nie pozwoliła określić, które dokładnie gatunki postanowiły już zawitać na ziemie Lachów.
Już kolejny dzień miał przynieść te informacje. Od samego świtu wszędzie rozlegało się głośne gęganie. Mieszko po ostatnich przygodach z czajkami nauczył się, że czasem zdarzają się takie hałasy i nie był już tak przestraszony.
Rozglądał się ciekawie po okolicy, by zobaczyć, kto jest tym razem sprawcą całego zamieszania. Jak tylko wyszedł spomiędzy drzew, zobaczył ogromne ilości ptaków.
Gdzie się nie odwrócił, tam ciężko było znaleźć trochę wolnego miejsca – na łące dominował wtedy nie kobierzec kwiatów, lecz taki żywy - złożony z tych dość dużych, bo większych od czajek, ale jednocześnie mniejszych od bocianów stworzeń. Ostrożnie zaczął iść wśród nich, lecz one nie zwracały na niego uwagi. W spokoju jadły trawę i odzywały się do siebie nawzajem.
Najwidoczniej wiedziały, że boberek nie może im nic złego zrobić. W końcu odważył się i przyspieszył kroku. Chciał jak najszybciej dostać się do swoich przyjaciół, aby przekazać swoje obserwacje i przyprowadzić ich tutaj. Z daleka widząc łoszaki, zaczął je wołać do siebie.
- Chodźcie, niedaleko jest bardzo wiele ptaków, takich ja jeszcze nie widziałem wcześniej. Może wy wiecie, kim są. Nie uciekały, jak szedłem wśród nich. Są bardziej ufne od naszych poprzednich nieznajomych.
- Już idziemy. Pamiętasz, wczoraj na niebie zauważyliśmy jakichś skrzydlatych przybyszów. Może to jedni z nich…
Po dotarciu na miejsce, dla Jacka i Agatki było jasne, że przed nimi są stada gęsi. I to pomieszane gatunkowo, bo obok białoczółek siedziały zbożowe, a także gęgawy. Najwyraźniej nie przeszkadzało im to w niczym, bo w najlepsze urządzały sobie śniadanie.
- Witajcie – rzekła do nich klempka. – Pamiętacie nas? Niespełna rok temu się spotkaliśmy, byliśmy wtedy dużo młodsi. Chcemy wam przedstawić naszego kolegę, Mieszka. Jest on bardzo zainteresowany poznawaniem świata i lubi zawierać nowe znajomości.
- „Ku -liu”– odpowiedział najbliżej siedzący ptak. – Nie ma sprawy. Poznajmy się zatem. Nazywam się Alojzy i jestem gąsiorem, a to moje siostry.
- Miło mi was poznać. Będziecie tu mieszkać i budować gniazda? – spytał boberek.
- Część z nas poleci dalej, na północ do innych krajów, lecz sporo zostanie tutaj. W sumie to większość z „tubylców” już się zadomowiła po zimowej przerwie.
Ja akurat uwielbiam te tereny i od kilku lat osiedlam się tu z rodziną. Ale nie wszyscy moi znajomi podzielają moje poglądy. Jesienią często opowiadają, jak to było na tych dalszych obszarach Europy. Chwalą się spotkaniami ze zwierzętami, których nie da się uświadczyć na biebrzańskich bagnach.
Jednak dla mnie malownicza okolica znaczy dużo więcej aniżeli jacyś egzotyczni sąsiedzi.
Dziś wieczór odbędzie się narada i wtedy będzie dokładnie wiadomo, kto pozostanie, a komu jeszcze droga daleka. Jeśli chcecie posłuchać o przygodach moich pobratymców, to zapraszam, bo pewnie potem co niektórzy będą przedstawiać swe historie. A teraz idę jeszcze coś przegryźć – droga do Polski nie taka długa znów była, ale męcząca. Do zobaczenia!
- Na razie! Pojawimy się na pewno. – odpowiedziały zwierzaki.
Gdy słońce chyliło się już ku zachodowi, gęsi zaczęły swe opowieści. Łoszaki i boberek słuchały zafascynowane o krainach położonych na północy, dokąd spora grupa tych ptaków dociera i tam mieszka przez kilka miesięcy.
Pojawiały się też opisy krajów leżących w zupełnie innym kierunku, gdzie odlatują jesienią, uciekając przed śniegiem i mrozem. Było już bardzo późno, gdy brązowi przyjaciele wrócili do siebie i poszli spać.
Anna Wabik
foto: Paweł Świątkiewicz