<<< wstecz .::.
Przygody Boberka - cd...
Dzień pełen wrażeń, jak i część nocy, którą spędzili na bagnach, spowodowało, iż przyjaciele spali prawie do południa. Gdy jednak się obudzili, szybko chcieli nadrobić stracony wg nich czas. Prędko wyruszyli na torfowisko. Spotkali odpoczywające po tokach bekasy.
Przywitali się z nimi, lecz od razu powiedzieli, że bardzo się spieszą, ale któregoś dnia przyjdą porozmawiać. Przez całe to nocne zamieszanie bataliony przeniosły się dalej, na sąsiednie łąki.
Jednak ich pstrokate upierzenie szybko pozwoliło je zlokalizować. Od razu dało się też zauważyć, że różnią się one od siebie nawzajem i wielkością i kolorem piórek.
Kilka ptaków wyraźnie zaniepokoiło się – głuche "ga gag ga” rozległo się po okolicy. Przestraszone, odfrunęły kawałek, cały czas bacznie obserwując przybyszów. Po chwili jednak jeden z bardziej dorodnych osobników odważył się zagaić rozmowę.
- Kim jesteście? Czego chcecie? – zapytał wojowniczo.
– Nie potrzeba nam tu zbędnej konkurencji. Już dla nas mało tu jest miejsca, a z roku na rok przez złą działalność człowieka zmniejszają nam się tereny lęgowe. A to osuszą fragment bagna, a to nie chce im się wykarczować krzewów, zarastających mokradła.
- Bez obaw – próbowała uspokoić go Agatka. – Nie mamy zamiarów o nic tutaj walczyć. Nie potrzebne są nam te obszary, mieszkamy gdzie indziej. Chcielibyśmy się z wami zaprzyjaźnić i poznać wasze zwyczaje. W taki sposób zawarliśmy znajomości z czajkami czy dubeltami. Oni początkowo również byli nieufni, ale przekonali się, że z naszej strony nic im nie zagraża.
- Czy ja wiem…. – zadumał się ptak. – Odkąd wróciliśmy na te tereny, nie spotkaliśmy zbyt wielu obcych. Są to regiony, gdzie rzadko się ktoś zapuszcza, co nam bardzo odpowiada. Czekaliśmy już sporo czasu na nasze partnerki, które zwykle przylatują później. Potrzebujemy spokoju, aby zdobyć ich względy. Od tego zależy nasza przyszłość. Mam nadzieję, że to rozumiecie.
- Ależ oczywiście. Ubiegłej nocy podziwialiśmy toki dubeltów, siedzieliśmy i patrzyliśmy nikomu nie wadząc. Może się jakoś dogadamy? – boberek uznał, że czas się wtrącić do dyskusji.
– Tym razem też postaramy się w ciszy przyglądać. Potem jeśli będziecie mieli czas i ochotę, to możemy porozmawiać jeszcze.
- Raczej nie mamy prawa nikomu bronić przebywania w tym miejscu. Znajdujemy się na terenach dla was bardziej rodzimych. My jesienią „uciekamy” stąd w poszukiwaniu cieplejszego powietrza.
Nie dla nas śnieg i mrozy. Potem wiosną wracamy, jednak w zimie pozostają tutaj takie zwierzęta jak wy, bardziej odporne i przystosowane do niesprzyjającej pogody.
No ale skoroście tacy uparci, by tu do nas zaglądać, to zostańcie i popatrzcie. Tak poza tym zapomniałem się przedstawić – jestem batalion Mściwój.
- Ja jestem boberek Mieszko, a to klempka Agatka. – przedstawił ich. - A kilka pytań zadać pozwolicie?
- Oczywiście. Postaramy się zaspokoić waszą ciekawość.
Mieszko postanowił od razu skorzystać z nadarzającej się okazji.
- Po co macie takie pierzaste kołnierze na szyjach? Nawet nie wiem, jakby to można było nazwać. A niektóre osobniki, kręcące się wokół nie posiadają takowych.
- Słyszeliśmy, jak ludzie nazywali to kryzą patrząc na nas. Jak łatwo możecie zauważyć, nie ma pomiędzy nami dwóch takich, u których wyglądałaby ona tak samo.
Jedni mają jednobarwną, inni prążkowaną, a paleta barw jest również bardzo zróżnicowana – od czarnej przez czerwono- brązowe aż po białą.
Jest to atrybut mężczyzny, to my musimy zalecać się do samiczek i walczyć o ich względy. Są one mniejsze i nie potrzebują takich pierzastych ozdóbek. Po okresie godowym my też nie mamy aż tak „rozdmuchanych” sylwetek.
- To wy tak jak i bekasy zalecacie się, a partnerki mogą wybierać jak im się spodoba? Fajnie być taką płcią uprzywilejowaną – zaśmiała się klempka.
- Z jednej strony mogą grymasić podczas toków, ale potem same budują gniazda, wysiadują jaja i opiekują się pisklętami. Równowaga swego rodzaju musi być – odrzekł Mściwój. – Wracamy też wcześniej na tereny lęgowe i stroimy się w nasze odświętne piórka, jak samiczki wracają, to już jesteśmy w szatach godowych. A teraz wybaczcie, słyszę i widzę, że już co niektórzy zajmują miejsca. Muszę obronić wcześniej zajętą pozycję, która wg mnie jest tego naprawdę warta.
I od razu po tych słowach, batalion odfrunął kawałek, po czym lądując, zepchnął rywala na bok ze swego terenu. Jednak tamten nie odpuszczał, najwyraźniej też mu się spodobał ten kawałek ziemi. Doszło do dosyć agresywnej potyczki pomiędzy ptakami.
W końcu musiał ustąpić przed dostojniejszym i silniejszym pobratymcem. Miejsce krótkiej walki znaczyło kilka piór, wyrwanych podczas szamotaniny.
Po pewnym czasie pojawiły się pierwsze bataliony – panie. Na ten znak panowie nagle zaczęli zachowywać się bardziej niespokojnie.
Zaczęli stroszyć pióra czubów i kryz, trząść głowami, by zwiększyć efekt wspaniałego upierzenia. Co niektórzy nerwowo dreptali w miejscu, inni podskakiwali lub też biegali w tą i z powrotem po swoim ograniczonym rewirze.
Odbywały się też regularne starcia pomiędzy sąsiadami, wtedy w ruch szły pazury i dzioby.
Samiczki dostojnie przechadzały się wśród zaaferowanych osobników płci przeciwnej. Porównywały, oceniały, wybrzydzały w wyborze przyszłych ojców swych dzieci. Gdy jakaś ostatecznie zdecydowała się na któregoś z panów, kłaniał się on swej wybrance strosząc pióra. Mimo takich obyczajów, futrzani przyjaciele zauważyli, że tacy już raz wybrani, powracali na swoje stanowiska i dalej prezentowali swe wdzięki.
Postanowili się potem także i o to dopytać jeszcze swego nowego znajomego. Obserwowali nadal zafascynowani zaloty batalionów. Było to widowisko dużo bardziej efektowne od toków dubeltów, które co prawda też bardzo zaciekawiły przyjaciół, jednakże odbywały się one w sposób stosunkowo pokojowy. Czajki też unikały konfliktów między sobą nawzajem.
Po dłuższym przyglądaniu się zauważyli, że co jakiś czas na terytoria określonych samców, wkraczają inne, mniejsze od nich, bardziej wielkością przypominające samiczki, ale posiadające charakterystyczną kryzę. Nie atakowały one posiadaczy rewirów, dzięki czemu właściciele nie ujawniali wobec nich agresji. Całe przedstawienie trwało stosunkowo długo.
Mieszko i Agatka patrzyli jednak z ogromnym zainteresowaniem, przegryzając sobie to trawą, to trzciną. Było już popołudnie, a zwierzaki na chwilę przysnęły rozleniwione świecącym wysoko słoneczkiem. Obudził je Mściwój, szeleszcząc głośno piórami.
- Podobało wam się? – zapytał. – Nie dziwię się, że postanowiliście odpocząć. W pewnym momencie męczące są zarówno występy, jak i oglądanie ich.
Chcielibyście się jeszcze czegoś dowiedzieć? Bo osobiście niedługo sam planuję trochę pokimać.
- Dużo nam już wcześniej objaśniłeś, ale i tak nie rozumiemy kilku rzeczy. Po pierwsze czemu skoro już jakaś pani się którymś z was zainteresuje na poważnie, to potem i tak dalej samiec ten powraca na upatrzoną i wywalczoną pozycję? A po drugie kim są ci, co tak chodzą pomiędzy, a których tolerujecie, nie szukając z nimi zwady?
- Hm... Nie wiążemy się na stałe z naszymi partnerkami. Jak już wspominałem, nie budujemy razem gniazd i nie wychowujemy wspólnie dzieci. Wszystko to powoduje, że nic nie przeszkadza nam w zalecaniu się dalej. Przez co w efekcie końcowym niektórzy zdobywają kilka pań, a niektórzy zwieszają dziób na kwintę. Tak to już bywa w naszym batalionowym świecie.
Tych natomiast, co tak krążą po całym tokowisku, nazywa się samcami satelitarnymi. Nie mają oni swoich terytoriów. Nie przeszkadzają nam, więc nie przepędzamy ich.
Szkoda energii na zbędne sprzeczki. A jak już mowa o jedzeniu, chętnie bym coś sobie na obiad znalazł.
- Rozumiemy. Na pewno zgłodniałeś po takich popisach. My niedługo musimy wracać, mamy pewne obowiązki. Smacznego i do zobaczenia! – odpowiedziała Agatka.
- Do zobaczenia! Zajrzyjcie tutaj za około trzy tygodnie, to będziecie mieli okazję podziwiać nasze młode pokolenie. Przy czym jeszcze jedną rzecz powinienem wam zaznaczyć. My, samce, odlatujemy wszystkie po tokach dalej na północ.
Podobnie postępuje większość naszych partnerek. Zatrzymujemy się na okres lęgowy w krajach skandynawskich, a także w Rosji.
Na biebrzańskich terenach pozostanie kilka samiczek, które założą gniazda i odchowają dzieci.
Nie będą miały czasu na jakieś zbędne sprawy, bo gdy będziemy wracać na zimowiska, muszą do nas dołączyć wraz z pociechami.
Nie zdziwcie się zatem, że nie łatwo będzie je wtedy znaleźć na tym sporym obszarze. Ale jesteście uparci i sobie poradzicie.
- Dziękujemy za tę informację. Bardzo się przyda. Mamy nadzieję, że jeszcze się spotkamy niedługo. Na razie!
Boberek po powrocie do domu wpadł na pewien pomysł. Postanowił wykorzystać to, co mu natura dała, czyli swoje wspaniale nadające się do cięcia zęby. Po budowaniu tam i naprawianiu żeremia zawsze zostawało sporo kawałków drewna, czasem nawet całe klocki.
Powybierał takie w miarę duże i porządne. Mając przed oczami obrazy poznanych dotychczas gatunków, starał się je wyrzeźbić. Początkowo szło to dość topornie i pierwszego dnia szybko się poddał, ale obiecał sobie codziennie ćwiczyć, na razie utrzymując swoje nowe hobby w tajemnicy.
Anna Wabik
foto: Paweł Świątkiewicz