<<< wstecz .::.

Boberek i żurawie


Ze wspomnianych przez bociana ptaków pozostały już do zbadania tylko żurawie. Matylda ostrzegła dzieci, że będzie je bardzo trudno zaobserwować z bliska oraz nawiązać bliższą znajomość, ponieważ ich czujność jest jeszcze większa niż w przypadku czajek i byle hałas od razu je płoszy. Nie zważając na te przeszkody, boberek i klempka ruszyli w drogę.
Mijali torfowiska, na których kotłowały się dubelty i bataliony. Z oddali widzieli majestatycznie przechadzającego się dorosłego łosia. Kilkakrotnie nad ich głowami przeleciał jakiś spory ptak, zapewne krążący nad okolicą w poszukiwaniu pokarmu.
Wędrowali dość długo, bacznie rozglądając się na wszystkie strony. Jednak nigdzie nie było nawet śladu po zagadkowych żurawiach. Wiedzieli, że mają wypatrywać ptaków podobnych rozmiarami do Wojtka, czyli stosunkowo łatwych do zauważenia ze względu na ich wielkość. Po pewnym czasie postanowili odpocząć nad ruczajem płynącym dość dyskretnie wśród łąk.
Panowała tam nieskazitelna cisza, a od wody czuć było lekkim chłodem. Niespodziewanie usłyszeli donośne głosy, przypominające trąbienie. Zaciekawieni, zaczęli szukać wzrokiem źródła nieznajomych dźwięków. Po chwili Agatka znieruchomiała i powiedziała:
- Patrz! – wskazując na pole pod pobliskim lasem.

Boberek posłusznie odwrócił głowę w tamtym kierunku. Jego oczom ukazał się niesamowity widok – kilkadziesiąt wysokich postaci znajdowało się pomiędzy oziminą. Najwyraźniej bardzo im smakowały te rośliny, bo w spokoju podskubywały zielone liście. Przyjaciele ostrożnie próbowali podejść bliżej. Niestety, będąc jeszcze relatywnie daleko, niefortunnie pod łapką Mieszka pękła gałązka. Wystarczyło to, by całe ptasie stado poderwało się do lotu. Przez chwilę obserwowali, jak zataczają coraz to większe kręgi, aż odleciały daleko. Nie wiedząc, gdzie dokładnie mogliby ich dalej szukać, zwierzaki zmuszone zostały do powolnego powrotu. Gdy klempa zobaczyła dwie markotne minki, zrobiło jej się żal pociech.
- Wiecie co, może bocian Wojtek mógłby wam pomóc? Jest dość podobny do żurawi pod niektórymi względami, np. ma porównywalną sylwetkę – długie nogi, dziób i rozłożyste skrzydła, na których lubi szybować. Może chociaż wygląd pozwoli mu zbliżyć się na tyle, by opowiedzieć im o was i spróbować przekonać do rozmowy.
- Hmm... -
zadumała się Agatka. – W sumie, czemu by nie? Nie mamy nic do stracenia.
Przyjaciele postanowili odszukać klekoczącego ptaka. Zwiedzili kilka łąk i poletek, zanim go odnaleźli. Akurat stał w miejscu i nie polował na nic. Poczekał, aż się zbliżyli i powiedział:
- Dobrze was widzieć, moi drodzy. Jak tam obserwacje przyrody? Wszystko w porządku?
- Tak, idzie nam naprawdę nieźle. Powoli odkrywamy różne tajemnice natury. Jednak ostatnia nasza próba skończyła się niepowodzeniem. Dlatego chcielibyśmy prosić Cię o pomoc.
- A o co dokładnie chodzi?
- Dziś rano staraliśmy się podejść do żurawi. Sporo czasu zajęło nam w ogóle namierzenie ich lokalizacji. Ale są one tak czujne, że nie daliśmy rady zbliżyć się nawet na tyle, by się im dokładniej przyjrzeć.
Odleciały i tyle żeśmy je widzieli. Matylda doradziła, abyśmy zwrócili się do Ciebie z prośbą o wsparcie w tej sprawie.
- Oj, łatwo nie będzie. Postaram się jednak coś zrobić. Pozwólcie mi się w spokoju nad tym zastanowić. Niedługo muszę wracać do gniazda, aby zmienić partnerkę wysiadującą jaja.
Wieczorem spróbuję z nią też na taki temat porozmawiać, więc myślę, że jutro możecie przyjść i przedstawię, co wymyśliliśmy. Zgoda?
- Pewnie, że tak. Dziękujemy. To nie przeszkadzamy. Pójdziemy się pobawić gdzieś w cieniu, bo już słońca mamy dosyć. Do zobaczenia.


I tak futrzaki zostawiły boćka na polu, a same udały się do lasu. Po drodze, w okolicy zalanej wodą, kilkakrotnie coś uskakiwało na boki spod ich nóg.
Poruszało się szybko, przez co trudno było ustalić, co to takiego. W którymś momencie dostrzegli mały zielonkawo - brązowy kształt wśród traw, dokładnie tam, gdzie uciekł zagadkowy skoczek. Pochylili się oboje z zainteresowaniem.
- Rech, rech – odezwało się znienacka stworzenie.
- Kim jesteś? – zapytał boberek. – Czemu tak dziwnie się poruszasz?
- Ja dziwnie? Popatrz lepiej na siebie. Gdy stawiasz krok, to cała ziemia się trzęsie, taki jesteś duży. A ja to tylko mała żabka moczarowa, mieszkająca na tych terenach. Poluję tu na owady. A wy co tu robicie, pomijając fakt straszenia mnie?
- Nie chcemy nikogo straszyć. Przepraszamy. Wracamy ze spotkania z bocianem Wojtkiem i podążamy schronić się wśród drzew.

Żaba aż się wzdrygnęła na wzmiankę o klekoczącym przyjacielu Mieszka i Agatki.
- Ten dwunożny potwór jest gdzieś tu w okolicy? Muszę się gdzieś schować w takim razie, bo inaczej skończę w jego żołądku.
- Poczekaj. Nie uciekaj. On jest daleko. Nic ci się nie stanie. Może pobawimy się razem? – zaproponowała klempka.


- Zabawy? Nie mam czasu na takie rzeczy. Żyję na tyle krótko, że inne rzeczy mi w głowie. Na szczęście skrzek już dawno złożony i mam nadzieję, że dzieciom dzieje się dobrze.
Długo wybierałam przyjazne miejsce dla nich, aby przez ten okres bycia kijankami miały komfortowe warunki.
- Co to takiego ten skrzek i kijanki? Nie opiekujesz się swoim potomstwem?
- Skrzek to jajeczka, z których wykluwają się moje pociechy, zwane kijankami. Różnią się one ode mnie znacznie. Żyją wyłącznie w wodzie, mają ogon i nie mają wykształconych nóg.
Z upływem czasu zmieniają się w dorosłą postać. Nie muszę się nimi opiekować, wystarczy że mają dobre perspektywy. Jest ich bardzo wiele i zawsze jakaś część przetrwa, by dać początek potem nowemu pokoleniu. Tak to u nas po prostu wygląda. Jeśli chcecie mogę wam jeszcze parę zdań o sobie opowiedzieć.
- Prosimy, chętnie posłuchamy.
- Należę do takiego gatunku żab, które są przystosowane do życia na lądzie, w dość suchym środowisku. Odróżnia nas to od innych naszych krewnych, uzależnionych w dużej mierze od obecności wody w otoczeniu. Mieszkamy najczęściej na łąkach i terenach podmokłych.
Jesienią szukamy miejsc do bezpiecznego snu zimowego. Zwykle mościmy się w norach ziemnych, we wnękach pod korzeniami drzew lub pod stertami gałęzi.
Budzimy się dopiero wiosną, tuż przed okresem godowym. Wtedy nasi panowie przybierają ciekawe niebieskie kolory i wyglądają wtedy bardzo atrakcyjnie.
Udajemy się potem do najbliższych zbiorników wodnych, by tam złożyć skrzek, o którym mówiłam chwilę wcześniej.


Futrzaki zastanawiały się, co odpowiedzieć żabce. Postanowili ostatecznie życzyć jej powodzenia i oddalili się w kierunku wcześniej sobie wyznaczonym. Po drodze boberek zagadnął Agatkę:
- Gdzie nie spojrzeć, to ktoś mieszka. Bogate mamy te obszary nadbiebrzańskie. Ile ciekawych rzeczy można tu odkryć. Czy cały świat wygląda podobnie do tego kawałka, jaki zdążyłem poznać? Jeśli tak, to naprawdę wspaniale.
- Zmartwię Cię może trochę, mówiąc, że nie wszędzie jest tak pięknie. Ludzie od setek lat wycinali lasy, żeby mieć miejsce na uprawianie roślin i hodowlę zwierząt. Mijały lata, a człowiekowi coraz lepiej się wiodło. Wymyślił różne sprzęty, ułatwiające mu pracę i dalszy rozwój.
W końcu osady i wsie, czyli skupiska większej ilości ludzi, zaczęły jeszcze bardziej się rozrastać. Powstawały miasta. Powoli odchodzono od rzemiosła na rzecz mechanizacji i przemysłu. I prawdę mówiąc, im bardziej człowiekowi żyło się „okazalej”, tym przyroda mocniej cierpiała. Pomimo że zawsze ktoś próbował ją chronić, często okazywało się to niewystarczające.
W taki sposób kilkakrotnie doprowadzono do tego, że gatunki takie jak łosie czy bobry prawie nie występowały. W pewnym momencie powstały prawdziwe organizacje zrzeszających tych, którym los natury nie jest obojętny. Rozpoczęły one różne badania i akcje informacyjne oraz działania na rzecz ochrony środowiska. Tworzono rezerwaty, parki krajobrazowe lub narodowe.
Wszystko po to, aby ocalić od zagłady te tereny świata, które jeszcze oparły się cywilizacji człowieka i pozwolić na ich dalszą niezmienioną egzystencję. Tutaj, gdzie się znajdujemy, jest Biebrzański Park Narodowy. Ma na celu zapewnienie bezpieczeństwa przyrodzie, by mogła trwać jeszcze przez długi czas.


- Ojej. – zasmucił się Mieszko. – To po raz kolejny pokazuje, że ci ludzie sami nie umieją określić, co chcą. Nie rozumiem tego, że niektórzy umyślnie niszczą swoje otoczenie. Pocieszające jest trochę, to co powiedziałaś o tej ochronie. W tym momencie jednak chyba powinniśmy się radować, że przyszło nam żyć na obszarach względnego spokoju.
- Tak właśnie jest boberku. Jeszcze kiedyś o tym porozmawiamy. A teraz pobawmy się w coś, by odpędzić złe myśli i smutki.

I zwierzaki zaczęły harcować pośród drzew. Wymyślały sobie nowe gry, żeby urozmaicić upływający czas. Oboje zastanawiali się, czy Wojtkowi uda się znaleźć jakiś sposób, aby mogli poznać żurawie. Późnym popołudniem uznali, że już dość tych igraszek i rozeszli się do domów.

Anna Wabik

foto: Paweł Świątkiewicz

Archiwum

<<< :: 1 :: 2 :: 3 :: 4 :: >>>