<<< wstecz .::.
Wędrówki z łoszakami
Rodzeństwo nie mogło się doczekać spotkania z młodym bobrem. Chcieli mu o wszystkim opowiedzieć, trochę też wyżalić, bo pomimo zapewnień łoszy mieli sporo obaw.
Na szczęście deszczowe chmury odeszły daleko przy pomocy dość silnego wiatru, który zerwał się poprzedniego wieczoru.
Słońce od kiedy tylko wyłoniło się zza horyzontu, przygrzewało mocno, jakby starało się wynagrodzić wczorajszą swoją przegraną z opadami.
Tam, gdzie dotarły już jego promyki, powoli wszystko wysychało. Drobinki wody zamieniały się w miniaturowe obłoczki pary, które łączyły się w coraz to większe i większe, aż ostatecznie formowały się w całkiem pokaźną jakby chmurę, tyle że unoszącą się niewiele nad ziemią.
Mieszko po wyjściu z żeremia miał poważne problemy z orientacją w terenie. Mama wytłumaczyła mu, że jest to mgła, która może się utrzymywać nawet do południa.
Poradziła, by był wyjątkowo ostrożny, bo widoczność była znacznie ograniczona. Do skraju lasu boberek znał okolicę doskonale, dlatego ten odcinek drogi nie sprawił mu większych kłopotów.
Jednak po wystawieniu nosa spośród drzew na otwartą przestrzeń odkrył, że nie będzie łatwo dostać się do miejsca, gdzie ostatnio rozstał się z przyjaciółmi.
Rozważnie stawiał łapki, mając na uwadze słowa rodzicielki. Przez chwilę zastanawiał się, ile czasu zajmie odnalezienie łoszaków.
Te rozmyślania przerwały mu dochodzące z niedaleka odgłosy rozmowy.
- Trzymaj się blisko mnie. Jak się już tu całkiem pogubimy, to razem będzie nam raźniej. A w kombinowaniu w ewentualnym wycofaniu się... co dwie głowy, to nie jedna.
- Przecież to musi gdzieś tu być. Staraliśmy się iść w miarę po prostej. Na pewno jesteśmy blisko. Nawiasem mówiąc, czuję się, jakbym pływał w wodzie, a nie kroczył po stałym lądzie.
Ta wszędobylska wilgoć zaczyna mnie denerwować. Aaapsik!
- Na zdrowie! Tylko się nie przezięb, bo nie będzie zbyt ciekawie.
Po tym okrzyku Mieszko wiedział, kto znajduje się koło niego. Od początku głosy wydawały mu się znajome. Prędko zorientował się, z której dokładnie dobiegają strony i ruszył w tym kierunku.
Patrząc nadal czujnie pod nogi, szybko dotarł do prowadzących dialog. Byli to Jacek i Agatka. Na jego widok, bardzo się ucieszyli.
- Cześć. Szukaliśmy drogi do Twego domu. Musieliśmy się z zeszłe przedpołudnie przenieść w inne miejsce, by nie moknąć aż tak na deszczu.
Wyruszyliśmy dziś wcześniej, by wyjść Ci na spotkanie. Jednak jak widzisz, utrudnione są obecnie takie spacery.
- Witajcie. Co wczoraj porabialiście? Chciałbym wam opowiedzieć o czymś.
- My również mamy pewne wieści. Ale może po drodze do bociana porozmawiamy? Nie traćmy czasu, szczególnie że chodzenie nie należy dziś do łatwych ani zbyt przyjemnych.
Tak więc przyjaciele powędrowali na pole, na którym najczęściej widywali Wojtka. Wielokrotnie przystawali, by sprawdzić, czy na pewno idą w dobrą stronę.
I tak jak zaproponowała klempka, zaczęli relacjonować sobie nawzajem wydarzenia dnia poprzedniego.
- Pochwalę wam się, że postanowiłem z drewna wycinać figurki zwierząt, które poznajemy. – rzekł Mieszko.
- Trzymałem to w tajemnicy, bo nie wiedziałem po pierwsze, czy nie będziecie się ze mnie śmiać, a po drugie początkowo niezbyt mi wychodziło to, co robiłem.
Moje pierwsze tak stworzone postacie niezbyt przypominały rzeczywistość. Jednak wczorajsza pogoda sprawiła, że dłużej się nad tym zastanowiłem i wydaje mi się, że nieźle mi wyszło.
Jak będziecie chcieli, to wam kiedyś pokażę.
ombinuję teraz, w jaki sposób pomalować te rzeźby, bo co prawda każdy gatunek drzewa ma trochę inny odcień, ale jednak ciągle jest to po prostu kolor brązowy.
- Co za interesujący pomysł! – zachwycił się łoszak. – Ja chętnie popatrzę na twoje dzieło. A odnośnie barwienia, coś razem na pewno wymyślimy, nie martw się.
- Dziękuję. A co się u was wczoraj działo? Bardzo wam deszcz dokuczył? Osobiście tylko na moment wyściubiłem nos na zewnątrz.
Agatka zawahała się chwilę, co odpowiedzieć. Przypomniała sobie, jak ciężko było im samym usłyszeć to wszystko od Matyldy. W końcu stwierdziła:
- Niedługo będziemy mieli braciszka lub siostrzyczkę. Jeszcze tego nie wiemy. Ale mama nam powiedziała, że wkrótce się dowiemy. Bardzo się tego obawiamy.
- Ale dlaczego? To chyba raźniej w większej gromadzie. Ze mną mieszka w żeremiu przecie starsze rodzeństwo i czasami fajnie jest się tak pobawić całą rodziną.
- Tylko że pod tym względem nasze gatunki diametralnie się różnią. Nie możemy pozostać przy naszej rodzicielce. Zapowiedziała nam już, że do jesieni musimy stać się w miarę samodzielni i przyłączyć się do jakiejś młodzieży wałęsającej się potem w zimie po lasach.
Próbowała nas pocieszać, że zawsze będziemy mile widziani i w razie potrzeby nie odmówi nam pomocy, jednakże smutek zagościł w naszych sercach.
Rozmawialiśmy z nią prawie cały ubiegły dzionek. Wspominaliśmy różne przygody – radosne i te mniej zabawne, ale nastrój i tak był dosyć ponury. A kapiące z nieba krople dodatkowo sprawę pogarszały.
- Może nie będzie aż tak źle? – boberek próbował pocieszyć swoich znajomych, widząc ich zatroskane mordki.
– Skoro mama zadeklarowała, że dalej będzie was wspierać, to zapewne to uczyni.
Nie wiem, jak sprawić, by na waszych pyszczkach zagościł choć cień uśmiechu.
Macie moje słowo, że mimo wszystko bardzo was lubię i chcę, byśmy jak najdłużej pozostali sobie bliscy. Mam nadzieję, że to doda wam otuchy.
- To miło z twojej strony. Fajnie, że będziemy mieli ciebie dalej za towarzysza. Patrzcie, czy ten ptak tam na niebie to nie bocian? Trochę to niewyraźny kształt, ale chyba go przypomina. Podejdźmy bliżej.
Rzeczywiście, gdy zwierzaki bardziej wytężyły wzrok, majaczący zarys skrzydlatej postaci zaczął być znajomy.
Po niedługiej chwili fruwający osobnik dostrzegł naziemnych obserwatorów i obniżył lot. Wkrótce stał już obok nich.
- Kle, kle – przywitał się Wojtek. – Straszna ta dzisiejsza pogoda jest. Ciężko cokolwiek upolować. Ale na szczęście mgła się już powoli podnosi.
I pewnie popołudniu słońce na dobre zagości nad nami. Pamiętam, że obiecałem zastanowić się, jak wam pomóc w poznaniu żurawi.
Rozmawiałem na ten temat z moją partnerką. Pochwaliła mi się znajomością jednego osobnika i dziś rano, gdy ja pozostałem na gnieździe, by ogrzewać nasze jaja, ona poleciała z nim pogadać.
Umówili się, że jutro rano pojawi się tutaj i się spotkacie. Powie, jak macie się zachowywać i poprowadzi was do reszty swojej grupy.
- Wspaniale! – Agatka nie kryła swej radości. – W końcu jakaś pozytywna wiadomość. Bardzo ci dziękujemy. Nie wiem, tylko jak się odwdzięczymy. Może jakiś pomysł sam wpadnie nam do głowy.
- Nie ma sprawy. Od tego są przyjaciele, by się wspierać. Poza tym to moja wybranka serca wszystko załatwiła. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze czuć w towarzystwie popielatych ptaków.
Przyjdźcie któregoś dnia opowiedzieć, co się ciekawego wydarzyło. A teraz zmykam dalej na łowy. Do zobaczenia!
- Do widzenia! – odrzekły mu wspólnie futrzaki.
Tak jak powiedział bocian, opar unoszący się od rana, powoli zaczął się rozwiewać. Widoczność była już na tyle dobra, że widzieli, jak ich przyjaciel oddala się od ziemi i zaczyna z powietrza szukać dogodnego miejsca do zdobywania jedzenia.
Postanowili również się posilić, a potem nieco pobawić. W końcu nie mieli żadnych obowiązków ani naglących spraw do załatwienia.
I tak aż do zmroku baraszkowali beztrosko wśród traw i turzyc na jednej z łąk. Gdy się rozstawali, byli jednak zmęczeni po całym dniu i marzyli, by szybko ułożyć się wygodnie i przenieść w krainę snów.
Anna Wabik
foto: Paweł Świątkiewicz