<<< wstecz .::.
Kolejne przygody Boberka
Po kolejnej wiosennej, w miarę ciepłej nocy nastał świt. I znów świat spowił się mgłą, jednak dużo mniej dokuczliwą niż poprzednio. Pojawiła się znienacka i równie niespodziewanie po krótkim czasie rozpłynęła się. Boberek trochę zaspał i żeby zdążyć na spotkanie, musiał porządnie przebierać łapkami.
Potykał się przy tym, ale nie chciał się spóźnić. Wiedział, że to nie wypada, a poza tym na pewno nie zrobiłby wtedy dobrego wrażenia na przyszłym koledze. Lekko zdyszany dotarł do celu.
Łoszaki już tam na niego czekały, a skrzydlatego przewodnika jeszcze nie było.
- Widzę, że bardzo się spieszyłeś. Odpocznij trochę. – rzekła do niego Agatka. – Nasza mama budząc nas dzisiaj, miała tajemniczą minę. Powiedziała, że niedługo będzie ważny dzień i że spotka mnie i Jacka coś miłego. Prosiła, abyś wtedy był z nami, ponieważ jesteś naszym najlepszym przyjacielem. Jesteśmy niezmiernie ciekawi, co to takiego się wydarzy.
- Hm... - zadumał się Mieszko. – Nie mam pojęcia, o co może chodzić. Pozostaje chyba tylko uzbroić się w cierpliwość.
Nagle rozległ się głos przypominający odrobinę trąbkę. Zaskoczyło to i przestraszyło zwierzaki. Nie wiedziały, skąd dochodzi ten dźwięk i poczęły rozglądać się dookoła. Po chwili dostrzegły postać krążącą coraz to niżej i niżej nad polem, na którym się znajdowali.
Zorientowali się, że już mieli do czynienia z podobnymi do niej istotami. Uspokoił ich ten fakt na tyle, że podeszli do miejsca, gdzie przybysz wylądował.
- Witajcie! Wy to pewnie jesteście ta trójka dzieciaków, o których mówiła mi luba Wojtka. – odezwał się do nich nieznajomy.
- Tak. – przytaknął skwapliwie Jacek. - Czy to ty masz nas zapoznać z tymi dużymi ptakami, podobnymi nieco do bocianów? Zapomniałem, jak się nazywają.
- Owszem. Ojej, gdzie moje maniery! Nie przedstawiłem się, przepraszam. Na imię mam Gustaw i należę do jednej z grup żurawi, które przebywają niedaleko stąd.
Słyszałem, że macie za sobą jedną nieudaną próbę kontaktu z moim gatunkiem. Wszystko dlatego, że łatwo nas spłoszyć. Musimy być czujni z wielu powodów, które wam wyjaśnię już wkrótce.
- Ty jednak najwyraźniej jesteś, nie wiem jak to określić, może odważniejszy od innych, skoro zgodziłeś się z nami porozmawiać.
- Trochę jest prawdy w twoim stwierdzeniu. Moja rodzina uważa mnie za dość nierozsądnego i lekkomyślnego. Ale taki już jestem – lubię czasem pogadać z kimś, kto nie jest ze mną spokrewniony w żaden sposób, czy to bliższy, czy to dalszy.
Jednak mimo to staram się być ostrożnym. Zgodziłem się na spotkanie z wami nie tak od razu. Słuchałem, co ma do powiedzenia bocianica i początkowo nie miałem na to ochoty. Zastanawiałem się, jaki możecie mieć w tym ukryty cel, że może wykorzystacie to przeciwko nam.
Jednakże w końcu zostałem przekonany, że jedyne, co chcecie, to poznawać świat, który was otacza. A to podobne zainteresowania do moich. Liczę, że i wy coś mi ciekawego opowiecie.
- Oczywiście, że tak. Sporo chodziliśmy po okolicy. – odpowiedziała Agatka. – Poza tym możemy się pochwalić zimowymi przygodami, kiedy ty wygrzewałeś się w jakiejś odległej krainie, nas mrozy nie oszczędzały, ale nie narzekamy.
Niezapomniane są przygody poślizgnięcia się na lodzie czy zjechania na pupie po śniegu ze skarpy. Za to dla boberka jest to pierwsza w życiu wiosna, jednak nie próżnuje i wiele zdążył już widzieć.
- Myślę, że będziemy mieli jeszcze dużo okazji, by powymieniać spostrzeżenia i zrelacjonować swoje dotychczasowe przygody. Teraz jednak przejdźmy do rzeczy.
Obiecałem, że zapoznam was z żurawimi zwyczajami i właśnie nadeszła chyba odpowiednia chwila. Moja propozycja jest następująca: kilka spraw sobie wyjaśnimy, po czym wyruszymy do mojego stada. Mam nadzieję, że się zgadzacie?
Futrzaki popatrzyły na siebie, po czym zgodnie przytaknęły. Gustaw kontynuował swoją wypowiedź.
- Jak już zdążyliście się przekonać, byle hałas sprawia, że wolimy oddalić się z miejsca, w którym przebywamy. Nasz instynkt podpowiada, że należy uciekać, bo może to być potencjalne niebezpieczeństwo. Podobnie dzieje się, gdy ktoś np. koło nas przechodzi i nagle przystaje, by się przyjrzeć. Traktujemy to wówczas jako coś nienaturalnego i również umykamy na inne tereny.
Znam też przypadki osobników żyjących w pobliżu siedzib ludzkich. Są oni bardziej „oswojeni” z ich obecnością, aczkolwiek nie podchodzą zbyt blisko i kiedy tylko poczują się zagrożeni, wolą wziąć nogi za pas.
- Co więc mamy począć, aby razem z tobą zbliżyć się do pozostałych twych towarzyszy?
- Po pierwsze, gdy zobaczą, że jesteście ze mną, prawdopodobnie przyjmą, że nie stanowicie powodu do obaw. Po drugie, starajcie się zachowywać w miarę swobodnie, idźcie cały czas koło mnie, w takim samym tempie.
To bardzo ważne. Uważam, iż powinno się udać. Trochę z rana rozmawiałem z grupą i są uświadomieni, że was przyprowadzę. Co prawda nie przyjęli tych wiadomości zbyt entuzjastycznie, ale znają mnie trochę i wiedzą, że mam różne pomysły, jednak nigdy do niczego złego nie doprowadziłem.
Dziś jest kolejny dzień toków. Będziecie mieli zatem doskonałą okazję do podziwiania jedynego w swoim rodzaju popisu.
- I potem odpowiesz jeszcze na nasze pytania, jeśli jakieś nam się nasuną?
- Jasne. Polubiłem was, drogie smyki. Przyjemnie się z tak rozmawia, z kimś kto też jest tak ciekawy świata. Ruszajmy przeto w drogę!
Gustaw mając na uwadze różnice pomiędzy sobą i zwierzakami, przez pewien czas starał się zauważyć, jak szybko może iść, by wszyscy za nim nadążali.
Cała gromadka poruszała się w miarę sprawnie. Dzięki temu stosunkowo krótko dreptali za ptasim przewodnikiem.
Trzeba zaznaczyć, że panujący na bagnach spokój mącony był przez różnego rodzaju dźwięki przyrody – radosne gęganie oznajmiało, że w pobliżu jest dużo pożywienia, klekotanie wskazywało na jakichś znajomych boćka, a z licznych bajorek rozlegał się rechot żab.
Prawie od początku słyszeli też odgłosy podobne do tych, jakie wydawał ich nowy kolega, gdy lądował na polu. Wyjaśnił im, że taki sposób porozumiewania się nazywa się klangorem.
W końcu gdy odgarnęli jedną z bardziej dorodnych kęp trzcin, ujrzeli kilkanaście ptaków na dość rozległym terenie.
W odróżnieniu od pierwszego spotkania z żurawiami, tym razem nie spłoszyły się one na widok łoszaków i boberka. Było jeszcze coś, co zwróciło od razu uwagę przyjaciół – wtedy spokojnie wcinały one roślinność, teraz wykonywały coś w rodzaju tańca.
Podskakiwały w parach i kłaniały się ku sobie z rozpostartymi skrzydłami.
Chodziły też jedne za drugimi, przy czym zawsze większy za nieco mniejszym, mając wysoko podniesioną głowę. Dodatkowego uroku nadawał każdemu z nich pióropusz z szaro – czarnych piór, zwisających po bokach ciała. Gustaw wyjaśnił, że nie jest to ogon, jak się to futrzakom wydawało i pokazał na swoim przykładzie, że to na końcach skrzydeł mają takie „frędzelki”.
Co jakiś czas widzieli, że ptaki podnosiły z ziemi gałązki lub źdźbła traw i podrzucały je do góry. Niezbyt widząc sens w takowym zachowaniu, tłumaczyli to jednak wielkim entuzjazmem i radością tych istot. Długo trwały podrygi i podbiegania za partnerami, a zafascynowane łoszaki i boberek podziwiali piękno tego przedstawienia.
Zastanawiali się też nad paroma rzeczami i postanowili wykorzystać nową znajomość.
- Czy tak robicie co roku? To musi być bardzo męczące. No i kto wychowuje u was młode? Bo u różnych gatunków, jakie poznaliśmy, były odmienne obyczaje – spytała Agatka.
- Odpowiadając na pierwsze pytanie, to owszem – co roku odbywają się toki. Jednakże jesteśmy w stałych związkach. Mając dwa, trzy lata uczestniczymy po raz pierwszy w takim pokazie. Dobieramy się wówczas w pary, lecz do lęgu przystępujemy mając około pięciu wiosen.
Takie wspólne pląsy zacieśniają więzy między samcem a samiczką. Wykonujemy je nie tylko o tej porze roku. Lubimy tak robić i traktujemy to jako pewnego rodzaju rozrywkę. Nasze gniazda to bezładnie ułożone rośliny na ziemi, starannie jednak ukrywamy lokalizację siedziby przed wścibskimi i nieproszonymi gośćmi. Skrywamy je w podmokłych zagajnikach lub bagiennych lasach.
Oboje rodzice wysiadują jaja, a potem następuje pewien podział, ponieważ zwykle są dwa pisklęta i ojciec karmi i wodzi jedną pociechę, a matka drugą. W zwyczaju żurawim jest wymiana piór w czasie, gdy mamy dzieci. Nie jesteśmy wtedy w stanie latać, co ma swoje wady i zalety.
Nie możemy uciec przed zagrożeniem, więc trzymamy się terenów mało uczęszczanych przez innych. Ale jednocześnie nie zostawiamy dzięki temu smyków bez opieki, jakby to mogło się przytrafić w normalnych warunkach, bo jak wiecie, łatwo nas przestraszyć i uciekamy wtedy, nie zważając na nic.
- To w sumie dobre rozwiązanie się wydaje być. – przyznał Mieszko. – Wy też odlatujecie na zimę z tego regionu Europy?
- Nie gustujemy w mroźnym powietrzu. Gdy zbliża się jesień, zbieramy się w spore grupy i wędrujemy na zimowiska na południu kontynentu. Odnośnie tego mogę wam jedną ciekawostkę opowiedzieć.
Otóż ludzie mieli kiedyś w zwyczaju rozpoczynać siewy i potem zbiory plonów zgodnie z tym, jak my pojawialiśmy się i znikaliśmy z tych terenów.
- O, to ciekawe. Obecnie chyba nie ma już aż takich zależności między człowiekiem a naturą. I według mnie szkoda, że to zanika. Jednak są tacy, którzy kultywują tradycję i przekazują to następnym pokoleniom.
A wracając do tego, co mieliście dziś okazję podziwiać, do naszych toków, to już jedne z ostatnich dni, kiedy tak tutaj „wariujemy”. Czas już myśleć poważnie o budowaniu gniazd i wychowywaniu potem młodych. Ja zaraz muszę odnaleźć partnerkę. Pewnie się niepokoi, gdzie też znów się podziewam.
W tej chwili zauważyli jakiegoś ptaka, co zbliżał się do nich szybkim tempem, gdy był już bardzo blisko odezwał się:
- Gustaw! Wszędzie Cię szukam. Potrzebna mi twoja pomoc. Trzeba wybrać dobrą lokalizację do zamieszkania, by jak najmniej intruzów miało możliwość się do nas dostać.
- Jak to ludzie mówią: „o wilku mowa, a wilk tuż”. Przedstawiam wam moją żurawią damę. A to są te dwa łoszaki i boberek, o których wczoraj wspominała bocianica, pamiętasz?
- No coś tam mówiła, ale się nie wsłuchiwałam. Wiesz, że jestem cierpliwa, lecz tym razem nie ujdzie ci to na sucho. Obiecywałeś zająć się sprawami związanymi z potomstwem.
I co odkrywam? Że szwendasz się z obcymi dzieciakami. Idziesz natychmiast ze mną! Obowiązki wzywają, nie zapominaj o przyszłej roli ojca. Naucz się w końcu być odpowiedzialnym, bo inaczej będziemy mieli problemy. Pożegnaj się teraz ze swymi znajomymi.
- Cóż, nie mam widzicie wyboru. Do zobaczenia moi drodzy! Spotkamy się mam nadzieję niedługo. Zawitajcie tutaj, gdybyście byli w pobliżu. Grupa myślę, że oswoiła się z wami na tyle, że przy kolejnej waszej wizycie przyjmą spokojnie waszą obecność w pobliżu.
- Dziękujemy za wszystko i przepraszamy za dosyć niezręczną sytuację. Powodzenia i obyś załagodził spór z lubą. Zajrzymy na pewno. Do widzenia!
Patrzyli, jak ich nowy kolega oddala się coraz bardziej, podążając za ukochaną. Chwilę jeszcze przyglądali się żurawiom i postanowili wracać powoli do domów.
Anna Wabik
foto: Paweł Świątkiewicz