"BOGINI WIOSNY"
"CHRZCINY WE WSI"
"CZARNA DAMA"
"DIABELSKIE LUSTERKO"
"JAK NA WIGILIĘ DZIK
ROZMAWIAŁ LUDZKIM GŁOSEM"
"KLĄTWA KOZAKA"
"KLĄTWA WRÓŻKI ZAROTY"
"LEGENDA O POWSTANIU
LIPSKA NAD BIEBRZĄ"
"LEGENDA O KRÓLU BRZOŚCIE"
"PIEKIELNE WROTA"
"POBOJNA GÓRA"
"SUM ZWANY ŚLEPCEM"
"ŚNIEZNA SOWA"
"TOPIELICA"
"TUNEL ŚMIERCI"
"UKRYTY SKARB"
"WISIADŁO"
|
|
POBOJNA GÓRA
Pobojna Góra, po Twierdzy Osowiec jest drugim miejscem na linii biebrzańskiej pod względem pokładów tajemnych mocy. Położenie tego grądu wśród łąk, zarośli i lasów jest specyficzne, wyjątkowe. Wokół błotniste bezdroże, od północy puszcza Jamińska, od południa łuk Biebrzy, a od wschodu i zachodu otwarte łąki z ładnymi widokami. Sam grąd ma kwadrat 150 na 150 metrów z dwóch stron otoczony nasypem wysokości do pięciu metrów - niewątpliwie usypany rękę ludzką. Wygląda jak obładowanie obronne od strony otwartej.
O nazwie "Pobojna Góra" pisze się już w początkach XVII w. Historycy sądzą, że tam było prastare grodzisko. Miejscowa ludność tę nazwę wiąże z "potopem" szwedzkim. Podczas odwrotu prawdopodobnie tu wojska szwedzkie się zatrzymały i walczyły najdłużej.
Ale Pobojna Góra słynie i z innych zagadek.
W pogodne i ciche noce, jeśli ktoś dobrze przycupnie i wyciszy się, to usłyszy dziwne odgłosy wydobywające się z głębi ziemi: ktoś rozmawia obcym językiem, czasem dojdzie głośne nawoływanie albo popłynie piękny rozczulający śpiew.
I również przedziwne sny tu miewa człowiek, gdy podejmie decyzję noclegowania w namiocie. Jeden pan, nauczyciel z Łodzi, opowiadał, jak od niego we śnie żądał jakiś głos zapłaty rublami za miejsce noclegowe. A gdy on zaczął tłumaczyć, że nie ma obcych pieniędzy, to mu upadł namiot. Po przebudzeniu stwierdził, że faktycznie namiot się rozbroił.
Pary zakochanych to najczęściej miewają tu erotyczne sny. To stąd, z Pobojnej Góry, wyniosła się treść, że Biebrza jest najbardziej erotyczną rzeka w Polsce. Może dlatego, że hrabia Brzostowski swoją wielką miłość do Wiktorii Rymaszewskiej wyznał właśnie na tym grądzie, tak był urzeczony pięknymi widokami.
Natomiast w zamierzchłej przeszłości, to tu przybywały galindskie kobiety z obciętymi piersiami - ze swoją wróżką Zarotą.
Siłę erotyczną tego miejsca potwierdzają również tutejsi mieszkańcy, których często zwodziły duchy zalotnych dziewic. I niejedna stąd powróciła już zaręczona.
Powtarzanie legendy o Pobojnej Górze spowodowały sprowadzenie tu jasnowidza Klimuszki, który był znany z odkrywania skarbów i zwłok zaginionych osób. W swojej wizji potwierdził przebywanie zagadkowych bytów ludzkich i istnienie tajemnych przedmiotów. Ale z uwagi na odległość czasową nie był w stanie określić szczegółów.
Sam również doznałem tu wiele niesamowitych wrażeń. Żadne miejsce na całej Biebrzy nie pobudza tak moich sił witalnych, jak ten grąd. To tam najbardziej ładuje się język mojej wyobraźni i tam najczęściej poszukuję żywiołu nieskończoności. A miody pszczele jakie tam się zbiera! Wyjątkowe właściwości aromatyczne. I stamtąd też przywiozłem zagadkową wizję otrzymaną we śnie na nowe tysiąclecie.
Wokół bajeczny krajobraz z laskami na obrzeżach, jak na biblijnym obrazku. Zza horyzontu prześwieca księżyc, a w dole zagubiony szal, wywija się Biebrza. Może i to była dekoracja, ponieważ ja przygotowałem się do roli aktorskiej, siedząc na tronie, raczej drewnianym kufrze. Ubranie ze skóry dokładnie przylegało do ciała, na którym nie miałem nic, oprócz bawełnianej koszulki. Na pasku przy spodniach oraz przy mankietach kurtki błyszczały miedziane sprzączki.
I tak, siedząc na: "kufrowym tronie" i w egzotycznej scenerii, uczyłem się tekstu, który miałem wygłosić przed niewidoczną publiką.
- Czy chcesz żyć długo i szczęśliwie? - stawiał banalne pytanie kobiecy głos.
- Tak - odpowiadałem. Ale ja inaczej odpowiedzieć nie mogłem, bo za mną jakby stukała katarynkowa maszyna: tak... tak... tak...
- To pocałuj mnie - rozkazywał ten głos.
Przepiękna pani, wodzirej kosmicznej urody, wówczas brała do ręki trupią czaszkę z dziurkami na oczy oraz wystającymi zębami i jakby podpływała do mnie. Ja przykładałem usta do białych zębów i z przyjemnością je całowałem, bo ja przecież takiej roli chciałem, nikt mnie do tego nie zmuszał. Na wargach czułem jakiś smak, zalatywało trochę stęchlizną; ta czaszka jeszcze dobrze nie wyschła, a ja koniecznie paliłem się do gry.
- Czy chcesz żyć krótko i byle jak? - znów leciał banał, aż strach było słuchać takiego powtarzalnika! A za mną nadal drobniła ucho ta sama katarynka: nie... nie... nie - to ja buch! Oczywista odpowiedź:
- Nie!
- To pocałuj mnie.
Efemeryczna kobitka powtórnie brała czaszkę, zbliża prawie do moich warg, wypuszczając białe zęby. Ja: pluś - całowałem słodko, nawet z rozkoszą całowałem, trochę woniejący czerep człowieczy.
A gdzieś, może spod ziemią, szumnie klaskała publiczność, skandując: "Niech żyje tron, niech żyje katarynka!...
Dlaczego to nie mnie gawiedź biła brawo, a katarynce?...
Właśnie przebudziłem się z tą małą rozterką. Ale na ogół ze swej roli byłem zadowolony! Usta przecież złożyły pocałunek, wprawdzie udziwniony, ale mimo wszystko pocałunek. Wydawało mi się, że w tym to momencie nastąpił pełen przechył losu na moją stronę.
Czy aktor zawsze powinien poszukiwać sensu swojej roboty? On jest wynajęty do gry...
|